KRS: 0000870180

Anonimowe wyznania wolontariuszki – życie DDA

Ta historia zaczęła się długo przed moimi narodzinami.

Mój pradziadek, mądry i waleczny człowiek, był tłumaczem przysięgłym z języka niemieckiego.

W czasie II Wojny Światowej służył w Armii Andersa, później przesiadywał w niewoli. Wiele lat spędził poza domem, do którego wrócił całkowicie odmieniony. Cierpiał na PTSD (zespół stresu pourazowego), jednak nigdy nie skorzystał ze specjalistycznej pomocy. Sięgnął za to po alkohol. Trójka z jego czterech synów bardzo szybko wzięła z niego przykład.

Ojciec mojej matki, a mój dziadek, był stereotypowym alkoholikiem.

Kradł babce pieniądze, bił, przepijał wypłaty, uciekał z odwyków. W trakcie ucieczki potrafił przejść 30 kilometrów. Problemy z alkoholem sprawiły, że na horyzoncie pojawił się komornik. Gdy wszedł do mieszkania, żeby zająć wartościowe rzeczy, dziadek postanowił wyrzucić przy nim telewizor przez okno. Z czwartego piętra. Tych historii zapewne było dużo więcej, ale wolałam ich nie poznawać.

Przyszedł i czas na dzieci dziadka – syna i córkę (moją mamę).

Kolejne pokolenie DDA, które nie umiało inaczej żyć. Syn dziadka – mój wujek, również jest alkoholikiem. Przez wiele lat budował życie od nowa, po czym burzył je i tak wielokrotnie. Znajdował kobietę, najczęściej z dzieckiem, wprowadzał się do niej, pracował, a jakiś czas później znów zaczynał pić, przez co wszystko, co dotychczas budował, legło w gruzach. Pamiętam z dzieciństwa, że często błagał moich rodziców o możliwość przenocowania przez klika dni, do czasu, aż znajdzie nowe lokum. Finalnie poznał kogoś borykającego się z podobnymi problemami.

Natomiast moja matka… ciężko mi stwierdzić, jaka była przed poznaniem ojca.

Jedno jest pewne - nie przerwała pokoleniowego łańcucha problemów.

Ojciec, z pozoru porządny człowiek, najpierw był w wojsku, później w szkole policyjnej.

Zawsze punktualny, zaradny, na wysokich stanowiskach. Jest postawnym mężczyzną. Ma trójkę rodzeństwa. Jego siostra ojca cierpi na epilepsję alkoholową. Podczas pewnej libacji wbiła swojemu kompanowi nóż lub widelec w rękę. Straciła też prawa rodzicielskie do piątki dzieci, ponieważ najstarszy z braci podczas jednej z awantur domowych był na tyle silny, że zareagował i wezwał MOPS.


Urodziłam się w 1996r.

Po komplikacjach, które moja mama miała, będąc w ciąży, po nieudanej aborcji, do której namawiał ją lekarz, jednak się pojawiłam.

Miał być syn, jest córka. Cóż za rozczarowanie. Rodzice zapisali mnie do żłobka. Oboje pracowali. Gdy miałam 3 lata, na świecie pojawił się mój brat. Z tamtego okresu mam pierwsze wspomnienia. O tym jak często nas podrzucano innym ludziom: sąsiadce, jednej, drugiej babci. Matka ojca była surowa, często krzyczała i nas straszyła, ale jego ojciec był bardzo ciepłym, inteligentnym człowiekiem. Zawsze umiał wszystko naprawić, stworzyć coś z niczego. Posiadał wyższe wykształcenie, co na tamte czasy było rzadko spotykane. Niestety, po latach przegrał walkę z nowotworem.

U rodziców mamy sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.

Dziadek pił. Zdarzało nam się uciekać do sąsiadów, żeby nie oglądać tego, jak bije babcię. Pamiętam, jak bardzo się bałam. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to robi. Często płakałam, błagałam, szłam po pomoc, a babcia wiecznie kłamała. „Uderzyłam się”, „Spadłam ze schodów” – nie mogłam pojąć, dlaczego nie mówi prawdy. Zmarła, gdy miałam 9 lat. Tętniak mózgu – najprawdopodobniej w wyniku uderzenia. Pewnie domyślacie się, kto mógł być za to odpowiedzialny.

Pierwsze wyraźne wspomnienie mam z czasów przedszkolnych.

Rodzice wysłali mnie na obóz z siostrami zakonnymi, gdzie w nieskończoność trzeba się modlić. Bardzo nie chciałam jechać, a jedynym pocieszeniem było to, że był ze mną kuzyn. Świetnie dogadywaliśmy się w dzieciństwie. Stworzyliśmy w trakcie tego wyjazdu tandem, który nieźle dał się opiekunkom we znaki. Z pełną świadomością mojej choroby lokomocyjnej, kuzyn ukrył Aviomarin. A że jedna z zakonnic nie spuszczała z nas oka, co chwila ku mojemu zadowoleniu podsuwał mi colę i chipsy. Efekt? Zwymiotowałam na strój zakonnicy. Bardzo nas to rozbawiło, do czasu, gdy przez trzy godziny musieliśmy odmawiać różaniec.

Po powrocie do domu zastałam krzyczącego ojca i płacz brata, który nadal odbija mi się echem w głowie.

Spojrzałam na matkę. Zobaczyłam rany na jej twarzy. Nie potrafię sobie przypomnieć, czy to była „tylko” rozcięta warga, czy oko również miała podbite. Wybuchłam płaczem. Bałam się. Nigdy nie potrafiłam pojąć, dlaczego nas krzywdzi i czy faktycznie tak wygląda rodzicielska miłość.

Chwilę później zawołał mnie, tłumaczył, że to nie jego wina, nie chciał.

Tak samo wyszło. Przypadek. Sprowokowała go. Wybełkotałam, że nie chcę takiego życia… czy ojca. Kto by to tak dokładnie pamiętał? Coś, co wtedy usłyszałam, zostało we mnie na zawsze. „Szkoda, że Cię wtedy nie usunęli…” – pomijając przekleństwa. Mówił jak bardzo żałuje, że się urodziłam i jak mocno zniszczyłam życie własnym rodzicom. Zaznaczał przy tym, że sytuacja, którą zastałam w domu jest moją winą. Właśnie wtedy zostałam „uśmiercona” po raz pierwszy. Później stało się to normą.

Rok 2002 – zostaję siostrą po raz drugi (brat), a w 2003 po raz trzeci (siostra).

W domu co weekend jest impreza, nawet z początku wesoła – tańce, jedzonko, śpiew. Mam 6-7 lat, staram się coraz lepiej zajmować młodszym rodzeństwem. Rodzice nie pozwalają nam przebywać w tym samym pokoju co oni. Prawie przy każdej imprezie był ten przełomowy moment, w którym było słychać krzyki. Najpierw ojca, następnie bitej matki. Czasem pchniętą na ścianę, czasem na szybę w drzwiach, która się tłukła, a czasem o podłogę. Coraz częściej się modliłam, lecz nie tak jak uczyli mnie dziadkowie. Modliłam się o to, by w drodze do pracy mojego ojca potrącił tir, by wreszcie umarł, byśmy mogli normalnie żyć. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie było najgorsze.

Moja matka była bliska normalności, gdy nie byli razem.

Nie piła, grała z nami w gry komputerowe, razem sprzątaliśmy, zawsze obiecywała, że tym razem się z nim rozwiedzie i zaczniemy życie na nowo. Na Mazurach, bo z tych rejonów wywodzi się mamy rodzina. Pierwsze razy jej nawet wierzyłam, lecz z czasem jej gadanie bez pokrycia doprowadzało mnie do szału. Nigdy nie zrozumiem, jak można tak kurczowo trzymać się swojego oprawcy.

Niedługo później poszłam do szkoły podstawowej. To wspaniały czas dla każdego dziecka. Prawie każdego.

Pierwszym problemem był mój brak podręczników. Za co je kupić, skoro wszystkie pieniądze wydawane są na alkohol? Uzyskanie pomocy MOPS-u trwa trochę czasu, dlatego zaczęłam szkołę bez odpowiedniego wyposażenia. Dostawałam pisemne uwagi, a w moją stronę nauczyciele kierowali pretensje. Gdyby tego było mało, nie potrafiłam się z nikim zaprzyjaźnić. Miałam wrażenie, że nie jestem dość „fajna”, że ludzie mnie wręcz unikają. Tylko dlaczego? Razem ze mną w klasie była moja kuzynka. Miała wszystko, czego wtedy chciałam – koleżanki, zainteresowanie rodziców, mogła wychodzić na dwór, a mama kupowała jej ubrania z Niemiec. Złościło mnie to. Wyładowywałam na niej swoje frustracje. Raz nawet zamknęłam ją w szkolnej szafce, biłam ją, robiłam na złość. Po czasie mocno tego żałuję, na szczęście zdążyłyśmy już to przegadać i sobie wybaczyć (ja także wybaczyłam jej przewinienia, których nie brakowało). Najczęściej to ciocia pokazywała się w szkole, żeby nas tłumaczyć. Moim rodzicom się nie chciało.

Mojej edukacji towarzyszył ogromny stres. Jak się uczyć w przemocowym domu?

Jak dostałam zbyt niską ocenę (czyli między 1, a 4), w domu dostawałam serię batów. Skórzany gruby pas na nagim ciele dziecka. Początkowo w konkretne miejsca, później nie miało to już najmniejszego znaczenia. Rodzice uważali, że strach przed karą będzie nas motywował do pracy.

Pewnego razu miałam wytrzymać 20 uderzeń, lecz nie już skórzanym pasem, a klamrą. Nie pamiętam, ile ich przyjęłam, pamiętam, że przed biciem zdążyłam zamknąć rodzeństwo w pokoju, dla ich bezpieczeństwa. Coraz mniej martwiłam się swoim losem, grunt by im się nic nie stało. Mocno zaciskałam zęby - nie chciałam, żeby słyszeli. Byłam bliska omdlenia. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tracę panowanie nad ciałem. Zaczęłam drzeć się w niebogłosy, a dzieci krzyczały ze strachu. Moja matka w końcu postanowiła zareagować, jednak oberwała w twarz, a ja wykorzystałam ten moment i uciekłam do innego pokoju. Następnego dnia w szkole byłam tylko ciałem, duchem byłam nieobecna. Co chwilę wybuchałam płaczem. Zauważyła to sąsiadka, która akurat przyszła po swojego syna. Nie wytrzymałam, powiedziałam jej wszystko. Pamiętam, że przy końcu powtarzałam już tylko, że tata chce zabić mamę. W odpowiedzi usłyszałam, że postara się pomóc.

Dwa, może trzy dni później, wchodząc do domu, zebrałam serię kopnięć i uderzeń. Po tym incydencie miałam zbyt wiele śladów, więc przez kilka dni nie chodziłam do szkoły.

W 2005 roku moja matka znów urodziła. Miałam kolejnego brata, ale już nie patrzyłam na to z tym samym szczęściem i zrozumieniem. Coraz bardziej panikowałam. To był rok, który bardzo wiele zmienił. Coraz rzadziej jeździliśmy do rodziców matki, bo było nas za dużo, a i dziadek pił. Babcia dawała nam wszystko co miała. Nigdy nie zapominała o urodzinach, świętach i o nas. Była moją jedyną oazą. Zmarła w lutym. Nadal za nią tęsknię i nigdy nie zapomnę, że była moim jedynym schronieniem, mimo że wcale nie miała łatwiej.

Gdy miałam z 8-9 lat pewnego wieczoru zostałam mocno pobita z zaskoczenia.

Nie ćwiczyłam na WF-ie jakieś dwa tygodnie. Jak się później okazało, wszystko dlatego, że nie kupiłam ojcu losu Lotto. To był okres, gdy wchodziła w życie ustawa o grach hazardowych i ekspedientka nie sprzedała mi kuponu. Innym razem, pobił mnie, bo nie zjadłam obiadu, a także wtedy, gdy zjadłam go za dużo. Raz nawet miałam szyty nos, gdy ojciec rzucił mną o drewniany stelaż piętrowego łóżka, chociaż matce powiedział, że sama po nim skakałam i upadłam.

W kwietniu tego samego roku odszedł ojciec mojego taty.

Przegrał z nowotworem, przerzuty zajęły większość jego ciała. Jeśli babcia mówiła prawdę, to ostatnie jego życzenie było takie, by mu pokazała zdjęcia wnuków. Musiał nas bardzo kochać. Niestety nie potrafiłam go opłakiwać tak jak babci. Dziadkowie od strony taty od dłuższego czasu mieszkali za granicą i przez rozłąkę nasza więź była osłabiona. Dodatkowo miałam do niego wyrzuty, bo nie mogłam uwierzyć, że nie widział tego, co się u nas dzieje.

W tamtej chwili rozpoczęła się w moim życiu równia pochyła.

Weekendowe imprezy w domu przeobraziły się w codzienne picie. Awantury były coraz częstsze. Każdego dnia razem z rodzeństwem baliśmy się o swoje bezpieczeństwo i życie. Dziadek ze strony mamy stoczył się po śmierci babci.

Natomiast matka mojego ojca raz próbowała ratować swoje dzieci, innym razem zaś chodziła ze swoją córką na libacje. Święta zazwyczaj spędzaliśmy w szpitalu, bo pijana matka nieświadomie podtruwała nas jadem kiełbasianym. Najgorsze jednak były wakacje. Znajomi jeździli na wycieczki, a my modliliśmy się o przeżycie.

Coraz częściej nie było w domu żadnych pieniędzy, bo wszystko szło na alkohol. Pewnego dnia było tak źle, że otworzyłam skarbonkę, w której z rodzeństwem trzymaliśmy 1,2,5 groszówki i poszłam za to kupić jedzenie. Naszą skrytkę na drobne przyuważyli to rodzice, po czym wszystko wydali na alkohol. Mijały lata, podczas których wraz z bratem nauczyliśmy się pokątnego zarabiania na życie. Zakupy dla starszych pań, zbieranie złomu, a nawet drobne kradzieże. Wszystko, byle przeżyć.

W pierwszej gimnazjum, podczas ferii zimowych, poszliśmy na sanki.

Chciałam iść w adidasach, ale coś mnie tknęło i postanowiłam założyć kozaki z firmy „Lasocki”, które dostałam na ostatnie Święta ze Szlachetnej Paczki. Swoją drogą dziękuję, drodzy wolontariusze Szlachetnej Paczki za to, co robicie. Te prezenty były wówczas najlepszym, co przytrafiło mi się od dawna. Na sankach było wspaniale. Do czasu, aż ojciec z premedytacją rozkazał mi jechać z największej góry w okolicy, wprost na zalesioną stronę. Złamana, zmiażdżona noga.

Walentynki 2014. Chodziłam o kuli i uczyłam się zdalnie.

Niestety pamiętam ten okres dość dobrze, mimo że staram się do niego nie wracać. Ojciec kupił matce kwiaty i tym razem postanowili zacząć pić jeszcze wcześniej. Znów się pokłócili, mimo wszystko tym razem o dziwo bez rękoczynów, lecz ojciec zaczął dziwnie się zachowywać. Odprowadził matkę do mojego i siostry pokoju. Ta niemal natychmiast zasnęła. Była godzina 17, może 18, a on kazał wszystkim iść do łóżek, z tym że wiadomym było, że ja, siostra i matka, nie zmieścimy się na jednym. Zasugerował, że mam spać z nim, bo w końcu to nic dziwnego, że córka i ojciec śpią obok siebie. Kazał mi najpierw wziąć prysznic. Wydało mi się to dziwne, bo dotychczas można było to robić tylko dwa razy w tygodniu, jednak zrobiłam to.

Po chwili wróciłam i położyłam się do łóżka. Ojca nie było w pokoju. W ciągu kilku sekund wyszedł z łazienki, naskoczył na mnie swoim całym ciałem, okrył kołdrą i zaczął mnie dotykać. Próbowałam się wyrwać, lecz złamana noga mi w tym przeszkodziła. Wołałam matkę, lecz była tak pijana, że nie reagowała. Wołałam brata, lecz bał się opuścić pokój. Ojciec powtarzał, że nie będzie bolało, to tylko palec, że tylko przez chwilę będzie dyskomfort, że mi pokaże co to prawdziwy seks. Panikowałam, nie miałam drogi ucieczki. Zaczął zdejmować mi majtki. Wyrwałam się pod wpływem emocji i pobiegłam do drugiego pokoju. Szarpałam matkę, lecz ta tylko wybełkotała, że mam jej nie kołysać, bo zwymiotuje. Odwróciłam się i zobaczyłam, że ojciec stoi za mną. Krzyknął, że mi się coś przyśniło i że jestem pojebana. Postanowiłam iść do kuchni, gdzie siedziałam i płakałam.

Nazajutrz postanowiłam iść prosto na komendę.

Jednak gdy zaczęłam dyżurnemu opowiadać co się stało, usłyszałam, że to poważne zarzuty i czy mam jakieś dowody. Krzyknęłam coś o tym, że akurat wtedy nie myślałam o nagrywaniu, trzasnęłam drzwiami i wyszłam. Miałam wtedy trzynaście lat. Odrzucona przez wszystkich i wszystko. Zaczęłam palić papierosy, wagarować, a moje rodzeństwo zaczęło brać ze mnie przykład.

Następna próba zgwałcenia mnie nastąpiła już dwa miesiące później.

Z upływem czasu coraz mniej się z tym krył. Przechodząc obok chwytał mnie za pośladki albo za piersi. Wtedy przychodziły do głowy najczarniejsze scenariusze. Zaczęłam się notorycznie ciąć, nie ograniczałam się już nawet do samych rąk. Czasami popalałam marihuanę, bo ona pozwalała nic nie czuć. Zdarzał się też alkohol, na który pozwalano mi w domu. Miałam przecież już 13-14 lat. Ojciec nawet nakazał ekspedientce ze sklepu, żeby wszystko mi sprzedawała.

Niedługo po tym zdarzeniu moja siostra zaczęła ze strachu moczyć łóżko. Miałam coraz mniej siły na to by ich bronić, jak to było dotychczas, gdy starałam się całą tą ojca agresję przyjmować na siebie.

Rok później zaczęłam chodzić na „melinę”, gdzie piłam ze starszymi kolegami. Pewnego dnia zobaczyli moje fioletowo-czarne, pobite ręce. Nastraszyli ojca tak, że przez dłuższy czas nas nie uderzył.

W gimnazjum udało mi się znaleźć miejsce w pewnej grupie ludzi.

Gdy miałam 16 lat, rodzice wysłali mnie z rodzeństwem do sanatorium. Było mi tam bardzo źle. Bogate panienki z dobrych rodzin, wspólne zajęcia z młodszymi grupami i zajęcia z psychologiem. Właśnie wtedy po raz pierwszy ktoś zasugerował, że mam depresję.

Podczas pobytu zadzwonili do mnie rodzice, aby przekazać mi informację, że zamierzają wyremontować mój pokój, żeby wstawić tam łóżeczko.

Byłam na nich wściekła. Jak mogli zrobić kolejne dziecko, skoro nie radzą sobie z tymi, które już mają? Jednak z czasem i jemu starałam się zastąpić matkę. Chodziłam po szkole do pracy, żeby móc kupować najpotrzebniejsze rzeczy, dokładając się także do opłat. Rodzice coraz bardziej się zadłużali i kombinowali, jak przeżyć do 10-go. Ojciec niejednokrotnie dopuszczał się rękoczynów już nie tylko wobec nas, a także wobec komorników. Pewnego dnia, awanturę domową usłyszała nasza sąsiadka, która jest mecenasem. Chciała zawiadomić policję, jednak ojciec obarczył winą nas. Uwierzyła w to, a ojciec ze strachu na pewien czas się uspokoił.

Gdzieś na przełomie gimnazjum a technikum wydarzyło się coś, co pamiętam szczególnie dobrze.

Był weekend, a rodzice jak zwykle byli pijani. Matka poszła spać, a ojciec siedział w pokoju. Kazał mi obrać ziemniaki, ale w pokoju braci. Zazwyczaj robiłam to w kuchni lub w pokoju rodziców. Bez pytań przeniosłam się tam ze swoim zadaniem. W końcu im dalej od nich tym lepiej. Nagle z drugiego pokoju dobiegły mnie jęki. Jeden z braci stwierdził, że „znowu ją bierze na śpiocha”. Nie zważaliśmy na to, każdy wrócił do swoich zajęć. Wtem ojciec wparował do pokoju i ejakulował na moją twarz, kwitując, że „to był dobry pornol”. Bracia wybuchnęli śmiechem, a ja płaczem. Nigdy nie zostałam tak upokorzona.

Gdy miałam prawie 18 lat, poznałam pewnego chłopaka.

Bardzo się starał, był ostrożny w każdym ruchu. Zaczęliśmy się spotykać. Oczywiście mojemu ojcu bardzo się to nie spodobało, więc postanowił niszczyć mnie tak długo, aż sama się nie poddam. Zaczął mnie rozliczać z każdej minuty na trasie szkoła – dom, wszystkie jego i matki obowiązki zrzucał na mnie, kazał mi się zajmować „moim” dzieckiem, które przebierałam, zabierałam na spacerki, karmiłam i niejednokrotnie zarywałam noce, poświęcając się opiece nad nim.

Do tego pracowałam na nocki w salonie gier i uczyłam się do matury. Ojciec, widząc, że mimo natłoku obowiązków daję radę, zaczął mnie niszczyć psychicznie, nazywając dziwką, ku*wą, szm*tą ect., a gdy to nie pomagało, znów mnie bił.

Kiedyś kazał mi zadzwonić do mojego chłopaka, w momencie, w którym okładał mnie pięściami i powiedzieć mu, że to koniec, że go nie kocham, i że nie jest dla mnie. Przecież kazano mi wyjść za kogoś z wyższych sfer. Zrobiłam to, a następnie wybiegłam, żeby skontaktować się z nim ponownie i wyznać prawdę. Nasz związek tego nie przetrwał.

W międzyczasie moja rodzicielka miała dwukrotnie złamany nos, a innych obrażeń już nie zliczę. Mój trzy lata młodszy brat często uciekał z domu. Za każdym razem go szukałam i zawsze odnajdywałam.

Gdy miałam z 18, może 19 lat, ojciec po raz pierwszy trafił do szpitala na zapalenie trzustki.

Z zebranych oszczędności kupiłam mu samochód z okazji zbliżającego się dnia ojca. Zapytacie dlaczego? Po tym co mi zrobił? To wbrew pozorom logiczne. Nie mógłby pić, bo byłby kierowcą. Prawo jazdy miał już długo. Zatem wraz z kolegami pojechaliśmy do szpitala wręczyć mu „prezent”. W tym momencie, ku mojemu zaskoczeniu, ojciec zamiast podziękować, zaczął mnie publicznie wyzywać. Zaczynając od tego, że mogłam mu dać gotówkę, kończąc na tym, że mam dać mu pieniądze na naprawy i że jestem głupia i naiwna. Może nie był to luksusowy samochód, ale tani w utrzymaniu, eksploatacji i naprawach, których wiele nie wymagał. Nie spodziewałam się tego, że zostanę zmieszana z błotem. Uciekłam ze łzami w oczach.

Ci, którzy mnie znają, wiedza, że mam specyficzny śmiech.

Nie zawsze taki był. Gdy ojciec nas bił, często kazał nam się śmiać lub uśmiechać. Mimo bólu i łez, zawsze musieliśmy mieć zadowolone miny, cieszyć się z tego, co się właśnie działo. Tak właśnie mój naturalny śmiech, przybrał postać histerycznego.


Mając 20 lat poznałam kogoś innego.

Kogoś z charyzmą, odpowiedzialnego, pracującego. Wyprowadziłam się z domu po 3 miesiącach i zaczęłam wszystko od nowa. Parę dni temu od tej decyzji minęło 6 lat. Nauczyłam się żyć od nowa, mimo początkowych koszmarów sennych, budzenia się z krzykiem i strachu przed dotykiem.

Moi rodzice się nie zmienili.

Przestali używać przemocy, ale nadal piją, a ja nie potrafię im wybaczyć i chyba nigdy, przenigdy nie odpowiem na ich „kocham”. Ojcu nie wybaczę tego, czego się dopuścił, a matce, że nie potrafiła go zatrzymać. Równie ciężko mi wybaczyć wszystkim naocznym świadkom, którzy „woleli się nie wtrącać”, bo przecież „to nie ich sprawa”, tym którzy widzieli mojego ojca idącego całym chodnikiem z dziećmi, a chwile później tłukącego matkę pod kościołem. Nauczycielom, którzy nie pytali. Lecz najbardziej sobie, że wolałam to kontynuować, a nawet zginąć, niż pozwolić dzieciom trafić do nowych rodzin. Chociaż i tu duży wpływ pewnie odegrał aspekt ciągłego straszenia nas tymi miejscami i groźby, że jak ktoś się czegoś dowie, to nas zabiją lub skrzywdzą.

Parę tygodni temu miałam „przyjemność” zasiąść z kuzynką do szczerych wyznań.

Okazało się, że poza tym, że w jej domu również często gościł alkohol, to mój ojciec także próbował się do niej dobierać, lecz jej rodzice w porę zareagowali. Próbował tego także na koleżankach, które chodziły z nami do podstawówki.

Tyle osób znało prawdę. Zabrakło jednej, która zareagowałaby w odpowiedni sposób.

Dlatego apeluję, jeśli jesteś świadkiem przemocy, lub podejrzewasz, że w Twoim otoczeniu ktoś jej doświadcza – reaguj. Możesz uratować czyjeś zdrowie lub życie. Wiele bym dała, gdyby ktoś, gdy doświadczałam nieludzkiej przemocy, wykazał się taką odwagą.

Autor: Anonimowa wolontariuszka Fundacji Zaginieni

Zdjęcie: unsplash.com

Fundacja Zaginieni oferuje do 12 bezpłatnych konsultacji psychologicznych, na które można umówić się pod adresem mailowym psycholog@fundacjazaginieni.pl. Z pełnym regulaminem zapoznasz się klikając tutaj.

Fundacja ZAGINIENI
chevron-down