#NiechŻyjeMłodzież
List Fundacji Zaginieni do młodzieży i rodziców
17-tego grudnia 1999 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ ustanowiło 12-sty dzień sierpnia Międzynarodowym Dniem Młodzieży. Z tej okazji chcielibyśmy zwrócić uwagę na ten szczególny okres w rozwoju człowieka.
Fachowo okres od 10 do 20 roku życia nazywamy adolescencją. Słowo to pochodzi z łaciny i oznacza „ku dojrzałości”. Jest to szczególny etap w życiu człowieka, który ma za zadanie wprowadzić dorastające dziecko w wymagania dorosłego życia. Początek dojrzewania jest czasem intensywnych przemian biologicznych, społecznych oraz psychologicznych. Jest to trudny okres nie tylko dla rodziców, których status się zmienia, ale i dla samych dorastających. Dlaczego? Ponieważ muszą mierzyć się z nowymi dla siebie doświadczeniami, oraz na nowo zrozumieć siebie. Tkwią gdzieś pomiędzy dzieckiem a dorosłym. Stają się bardziej zamknięci, rośnie u nich potrzeba autonomii, mogą zmieniać się priorytety.
Kochani młodzi, rozumiemy, że ten okres jest dla Was trudny i sami nie chcecie tego przyznać, ale rodzina odgrywa ważną rolę w Waszym rozwoju. W okresie adolescencji jej podstawowym zadaniem jest budowanie poczucia autonomii i niezależności przy jednoczesnym zapewnieniu stabilnych podstaw i więzów, które dają poczucie bezpieczeństwa w tak ciężkim dla Was czasie. Nie tylko Wy się zmieniacie, ale i system rodzinny, czemu towarzysza właśnie liczne kłótnie i problemy w komunikacji. Sami to przeżyliśmy i możemy zapewnić, że prędzej czy później to minie.
Przed wami stoją bardzo poważne zadania rozwojowe (przedstawione poniżej):
W każdym z nich możecie spotkać się z trudnościami oraz nieprzyjemnymi doświadczeniami. Jest to okres, w którym możecie popełniać liczne błędy i najważniejsze, abyście wynieśli z nich pozytywne i rozwijające lekcje, które pozwolą Wam na zbudowanie swojej indywidualnej tożsamości.
Kryzys tożsamości nazywany kryzysem adolescencyjnym to specyficzny przełom, który ma pozwolić na lepsze określenie siebie jako osobnej jednostki, a swojego życia jako jedynego i niepowtarzalnego. Dokonuje się to na dwa sposoby:
Jest to również czas silnych spięć między Wami a rodzicami. Bardzo często rodzice nie radzą sobie z uznaniem nowego statusu swoich dzieci, nie są pewni ich odpowiedzialności, a wzrastająca autonomia może powodować u nich lęk. Dodatkowo mogą obawiać się negatywnego wpływu rówieśników.
Kochani rodzice, jak wspomnieliśmy, odgrywacie w tej trudnej podróży bardzo istotną rolę. Jednak nie jesteście grupą najważniejszą. Młodzież zwraca się bardziej w stronę rówieśników, z którymi aktywnie spędza czas i wymienia wspólne poglądy. W tym czasie mogą tworzyć się związki rówieśnicze różnego rodzaju:
Grupy te są formą zastępczą dla rodziny, w której osoba młoda czuje się bezpieczniej i posiada jasny określony status. To właśnie w nich dorastający wybudza poczucie własnej wartości, uczy się standardów zachowania oraz rozwija kompetencje społeczne, przyjmuje wzory do naśladowania oraz stabilizuje swoją osobowość. To kultura młodzieżowa wzmacnia poczucie tożsamości, a niekiedy rekompensuje braki z domu rodzinnego. Dlatego zamiast obawiać się złego wpływu rówieśników, warto zainteresować się ich kształtem i wartościami (dużo mogą nam powiedzieć o własnych dzieciach).
Troska o własne dziecko i strach przed kształtująca się tożsamością jest w zupełności normalny. Jak zawsze polecamy „zasadę złotego środka” rozumianego jako równowaga pomiędzy kontrolą, a pozwoleniem swojemu nastolatkowi na swobodny i pozytywy rozwój.
Młodzież jest naszą przyszłością. Jest to grupa najwrażliwsza na liczne niesprawiedliwości i problemy naszego dorosłego świata, do których my już się przyzwyczailiśmy. Warto więc uczyć się od młodych i szerzyć ich wartości, ponieważ to one kreują nasza rzeczywistość.
Autorka: Natalia Muskała - wolontariuszka Fundacji Zaginieni
Bibliografia:
Harwas – Napierała B., „Psychologia rozwoju człowieka. Charakterystyka okresów życia człowieka”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa, 2002.
Brzezińska I.A, „Psychologiczne portrety człowieka. Praktyczna psychologia rozwojowa”, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk, 2005.
Trempała J. „Psychologia rozwoju człowieka”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa, 2011.
Hanna Cichocka - wolontariuszka Fundacji Zaginieni
O ciemnej liczbie przestępstwa zabójstwa,
rozważania teoretyczne
Popełniane przestępstwa ujmowane są w poszczególnych statystykach. Jest jednak grupa czynów, które pomimo ich faktycznego popełnienia, nie są uwzględniane we wspomnianych statystykach, na skutek ich nieujawnienia przez organy ścigania. Jest to tzw. Ciemna liczba przestępstw.
Moją szczególną uwagę skupia przestępstwo zabójstwa z art. 148 k.k. Jest to wyjątkowo ciekawe zjawisko, które cechuje pewien dualizm sytuacyjno-normatywny, i na próżno szukać go pod właściwym miejscem w statystykach lub chociażby w świadomości organów.
Ciemną liczbę zabójstw odznacza pewien dramatyzm i bezradność, zarówno od strony typowo operacyjnej, jak i tej prawnej. Obrazuje go pewne działanie jednostki, które albo nie jest w ogóle ujawnione, albo zostaje błędnie zakwalifikowane. W efekcie co prawda ukazuje się pewna liczba czynów, ale jest ona niezbadana na tle właściwych przepisów i otwiera pewien krąg ekscesów oderwanych od znanego nam ewidencyjnego zestawienia.
Aby wykryć taki zabieg i właściwie przeprowadzić jego ujawnienie, należy podejść do wszelkich czynności ze szczególną skrupulatnością, co często wymaga od podmiotów mnożenia nakładów finansowych oraz czasowych. Taki obrót spraw nie sprzyja wszelkim poprawom wewnątrz systemu, a jedynie służy pogłębianiu problemu, który bezwątpienia z roku na rok się pogłębia.
Ciemna liczba charakteryzuje się przede wszystkim faktem, że jej rzeczywista wielkość jest niemożliwa do określenia, a źródło problemu nie jest jedno. Pokazuje to jednostce, że pewien budowany przez wiele lat, normatywny grunt ulega zachwianiu, a skutki takiego stanu rzeczy powoli uwidoczniają się w wielu niewykrytych sprawach, ludzkich dramatach oraz latach ciężkiej pracy policjantów, prawników, kryminalistyków i pozostałych osobach zaangażowanych. Bo należy na początku zaznaczyć, że niekiedy omawiane zjawisko wynika z ludzkiej omyłki, niedopatrzenia a czasem z umyślnego działania.
W. Filipkowski, E. M. Guzik-Makaruk opierając się na klasyfikacji Hołysta B. Ujęli w pewne otwarte ramy zjawisko ciemnej liczby przestępstw, podkreślając, że mogą to być przestępstwa, które nie zostały przekazane organom ścigania, zostały ujawnione, ale sprawcy nie zostali wykryci lub dotyczy przestępstw, w których co prawa sprawca został wykryty, ale z uwagi na negatywne przesłanki procesowe nie dochodzi do wniesienia aktu oskarżenia lub wyrok skazujący nie zapada.1 Są także w tym wyliczeniu przypadki, w których sprawca został skazany wyrokiem, ale nie wszystkie czyny, które popełnił są objęte aktem oskarżenia.
Należy pamiętać, że jest to jedynie umowne ujęcie zawierające ogólną refleksję na temat omawianego zjawiska, a w literaturze prezentowany jest pogląd zgodnie, z którym istnieją dwa przypadki, które nie można nazwać ciemną liczbą przestępstw, są to zdarzenia gdy przestępstwo jest znane organom, ale jego sprawca nie został wykryty, lub pomimo wykrycia, akt oskarżenia nie został wniesiony lub do skazania nie doszło. Ten kierunek ma rzeczywiście rację bytu, zwłaszcza wobec sprawcy drugiego przypadku, natomiast w moim przekonaniu wyliczenie zastosowane przez Hołysta B. Cechuje pewna kompletność i zapewnia szerokie ujęcie zjawiska. Pamiętać należy, że ciemna liczba nie jest spotykana tylko wobec sprawców konkretnego czynu, a wspomniany pogląd traktuje o ogóle przypadków. Wskazanym jest, zwłaszcza w przypadku nowych terminów, potraktowanie ich holistycznie aby wykluczyć w podstawowym stopniu pewne nieścisłości.2
Ciemna liczba przestępstw co warto zaznaczyć, nie jest odosobnionym przypadkiem dotykającym tylko i wyłącznie przestępstwa zabójstwa, a odnosi się do wielu innych gałęzi prawa. Niepokojącym jest jednak fakt, że spośród publikacji spoza prawa karnego, uwidaczniają się głosy zbieżne, jasno wskazujące na fakt, że przestępstw należących do ciemnej liczby, popełnianych jest z roku na rok coraz więcej.
1.W. Filipkowski, E. M. Guzik-Makaruk, Działy kryminologii [w:] Kryminologia. Stan i perspektywy rozwoju , E. Glińska i in., Warszawa 2019.
Aby zrozumieć istotę zjawiska ciemnej liczby zabójstw należy dokładnie omówić oficjalną statystykę KGP z lat 1999-2019. Stanowi to pewien punkt odniesienia dla obserwatorów wspomnianego zjawiska i umożliwia jego analizę, opierając się o rzetelne źródło. Dogłębne poznanie problemu łączy się nierozerwalnie z wyjaśnieniem pojęć, którymi posługują się przywołane statystyki KGP, takie jak „przestępstwo stwierdzone”, „przestępstwo wykryte” oraz „postępowanie wszczęte”.
Rozpoczynając od postępowania wszczętego, jest to pewna kategoria czynności podejmowanych przez jednostkę Policji, albo przekazane jej przez prokuraturę w związku z konkretnym zdarzeniem. Zaszłość ta musi prowadzić do uzasadnionego podejrzenia, że znamiona czynu zabronionego zostały wypełnione. Można uznać ją za zbiór elementów, na którą składa się także dochodzenia wszczęte faktycznie, a w toku działań zakończone wydaniem postanowienia o umorzeniu postępowania.
Można wnioskować, że odcinek ten często zawiera w sobie wiele działań różnych podmiotów, co sprzyja pewnym niedopatrzeniom oraz koreluje z możliwością pomyłek w niektórych działaniach, a mających niebagatelnie znaczenie w toku prowadzenia postępowania.
Spoglądając na oficjalne statystyki Policji można wysnuć ogólny wniosek, że postępowań wszczętych jest coraz mniej, zwłaszcza spoglądając na początkowe lata.3 Nie oznacza to jednak, że czynów zabronionych popełniono mniej, bo poza statystykami będą te przypadki, które zostały poza wiadomościami organów, lub zostały odmiennie sklasyfikowane, a omawiane statystyki nie uwzględniają ich.
Ponadto, pragnę zwrócić uwagę, na rok 2019, w którym to postępowań wszczęto 600. Jest to dokładnie o 58 więcej niż w roku 2018. Skłania to do ogólnej refleksji nad tym delikatnym wzrostem, a także rodzi pewne napięcie związane z minionym rokiem 2020, w ciągu, którego panowała pandemia koronawirusa. Czas ten stanowił wielkie wyzwanie zarówno dla społeczeństwa, jak i Policji, a oczekiwanie na statystyki z roku 2020 są niewątpliwie jedne z najbardziej wyczekanych, które umożliwią badanie zarówno zabójstwa samego w sobie, jak i ciemnej liczby.
Przechodząc do przestępstwa stwierdzonego, za które uznamy tę kategorię czynów, które stanowią zbrodnię lub występek ściganym z oskarżenia publicznego. Jest to etap prowadzący do ustalenia kwalifikacji prawnej czynu zabronionego, czego nie można mylić ze stwierdzeniem winy. Postępowanie stwierdzone pozwala na ustalenie ile czynów oficjalnie wyczerpało znamiona czynu zabronionego.
W Polsce na przestrzeni lat 1999-2003 można zaobserwować utrzymującą się w tym okresie rekordową liczbę stwierdzonych przestępstw z art. 148 k.k.
2.W. Huba, Rec.: J.W. Wójcik, Pranie pieniędzy. Studium prawno-kryminologiczne i kryminalistyczne, Toruń 1997, Prok.i Pr. 1997, nr 11, s. 119-123.
3.Statystyka KGP 1999-2019
Poszukując przyczyny takiego stanu rzeczy, należy pamiętać o niezwykłej złożoności z jaką musimy się zmierzyć ustalając pewne czynniki rzutujące na rozmiar stwierdzonych przestępstw. Niewątpliwie może stanowić to echo przemian ustrojowych, z jakimi Polska musiała się mierzyć. Proces ten wpłynął nie tylko na sam system, ekonomie, ale rzutował także na szeroko rozumiane nastroje społeczne, które z uwagi na złożoną psychikę jednostek mogą uwypuklić się w statystykach dopiero po upływie określonego czasu, co mogło mieć miejsce w omawianym przypadku.
Na przestrzeni lat 2004-2019 mamy do czynienia z pewnym powolnym spadkiem liczby przestępstw stwierdzonych, jednakże należy powstrzymać pewien optymizm, który może rodzić się obserwując wspomniane statystyki, gdyż może to obrazować pogłębiające się zjawisko ciemnej liczby przestępstw. Mając na uwadze rok 2019, wykrywalność przestępstwa zabójstwa jest łącznie na poziomie 97,7%. Porównując tę metadane z rokiem 1999, w którym wykrywalność była na poziomie 85,7%, i nie zapominając, że liczba przestępstw stwierdzonych jest coraz mniejsza, daje to w rezultacie znaczącą poprawę, bo aż o ponad 12 punktów procentowych.
W końcu przestępstwem wykrytym nazwiemy przestępstwa stwierdzone, które zawiera przynajmniej jednego podejrzanego w zakończonym postępowaniu przygotowawczym. Co ważne, przestępstwa popełnione wspólnie i w porozumieniu dorosłego z nieletnim wykryte są tylko raz, co wydaje się oczywistym, ale wartym przypomnienia.
W ostatnich latach można zaobserwować utrzymującą się liczbę przestępstw wykrytych, co w zestawieniu z przestępstwami stwierdzonymi prowadzi do spójnego wyniku, ukazującego, że liczba przestępstw wykrytych jest co roku mniejsza w porównaniu do liczby przestępstw stwierdzonych.
Podsumowując powyższe, należy mieć na uwadze, że omawiane statystyki to oficjalne publikowane przez Komendę Główną Policji, a omawiane przypadki postępowań i wynik prezentowany na wspomnianych zestawieniach nie zawiera przestępstw zaliczanych do ciemniej liczby czynów zabronionych. Oznacza to, że nie wlicza się w ten zakres jednostek zaginionych, przestępstw niewykrytych oraz tych pozostających poza wiedzą organów. Nie jest to ścisłe wyliczenie, a zawiera szeroki krąg zaszłości. Taki stan rzeczy wyprowadza interpretatorów omawianego zjawiska do pewnego niepokojącego punktu, i ukazuje, że jest pewna kategoria czynów nieokreślonych, niepoliczonych. Nie wiadomo w takim wypadku, czy statystyki Policji zawierają większy ułamek zjawiska zabójstwa, czy jedynie ograniczony, który pozwala na szacowanie go.
Nie daje to jednak podstaw do podchodzenia do omawianego zjawiska z chociażby racjonalnym optymizmem, gdyż ogólne, neutralne odczucia znawców ciemnej liczby przestępstw, na zasadzie absorpcji są pochłaniane przez niepokój oraz brak zaufania wobec liczb, które bezkompromisowo rozstrzygają wątpliwości dotyczące zabójstwa, najczęściej odnoszące się do ciała, jako conditio sine qua non dla klasyfikacji z art. 148 k.k.
Jak zaznacza Wójcik J. materiał pochodzący ze statystyki policyjnej jest wyraźnie sugestywny i zawiera określoną część przypadków, które są przedmiotem działań policji.4 Co więcej, doskonale podkreśla, że im większa jest ciemna liczba, tym mniej wiarygodne są dane o stanie przestępczości. Stawia to trzy podstawowe problemy. Pierwszy odnosi się do tego, że realne ujęcie ciemnej liczby przestępstw jest niemożliwe, i należy wyraźnie zaakcentować, że nie zawsze taki stan rzeczy jest wynikiem nieprawidłowego działania policji, a składa się na niego często rozbudowany, skomplikowany stan faktyczny uniemożliwiający właściwe powzięcie do wiadomości pewnych zaszłości.
4.GŁÓWNE PROBLEMY PRZESTĘPCZOŚCI W POLSCE Z POCZĄTKIEM XXI WIEKU Jerzy Wojciech Wójcik
Osobne miejsce należy poświęcić analizie statystyk KGP w 2020r., który z uwagi na swój szczególny, pandemiczny charakter może stanowić pewien nowy rozdział w rozważaniach nad istotą ciemnej liczby przestępstwa zabójstwa.5
Liczba postępowań wszczętych w 2020r. Wynosiła 657, co stanowi o 57 przypadków więcej, niż w roku 2019. Taki wynik skłania do refleksji i nasuwa wniosek, że w minionym roku było znacząco więcej czynów wypełniających znamiona czynu zabronionego. Na tle powyższych rozważań należy przyjąć, że liczba postępowań wszczętych na przestrzeni lat staje się materią niejednoznaczną. Niepokoje pogłębia fakt, że ciemną liczbę przestępstw cechuje pewna niewiadoma obejmująca poszczególne przypadki, a poza świadomością organów nadal znajduje się określona część z nich.
Przyczyn takiego stanu rzeczy można doszukiwać się w panującej pandemii koronawirusa, choć echo szczególnego stanu panującego na świecie będzie odbijało się jeszcze przez następne lata. Postępowania wszczęte w związku z przestępstwem z art. 148 k.k. stanowią tą kategorię czynów, które w związku z pandemią mają a natura rei łatwość w ukazaniu się w statystykach. Jest to początkowa faza postępowania, która musi być podjęta aby móc prowadzić dalsze postępowanie w tym zakresie. Podsumowując tę część należy mieć na uwadze rosnącą liczbę działań wszczętych przez Policję, która jednocześnie nie musi być bezpośrednio związana z sytuacją pandemiczną na świecie, jednak może być jej pierwszym namacalnym dowodem rozpatrując istotę ciemnej liczby przestępstw.
W odniesieniu do postepowań wykrytych i stwierdzonych liczba w porównaniu z postępowaniami wszczętymi, nieco spadła, choć wciąż otrzymany wynik na tle innych lat rodzi niepewności. Oznacza to, że liczba czynów zakwalifikowanych z czynu z art. 148 k.k. oraz postępowań zawierających przynajmniej jednego podejrzanego w zakończonym postępowaniu przygotowawczym jest wyższa niż w latach poprzednich.
Zmierzając do podsumowania roku 2020r. Należy mieć na uwadze po raz kolejny, że liczba postępować zarówno wszczętych, stwierdzonych jak i wykrytych budzi niepokój. Nie wynika to z samej ilości działań podejmowanych przez organy, stanu pandemicznego na świecie, a z pewnego zestawienia tych liczb do lat minionych. Sprowadza to odbiorcę do wniosku, że liczby w każdych ze wskazanych w KGP latach są rekordowe. Podobny wynik statystyki zanotowały w roku 2012-2011, a mając na uwadze chociażby postępującą technologię - nie napawa taki obrót spraw optymizmem.
Rozpatrując potencjalne ryzyka jakie niesie za sobą zjawisko ciemnej liczby przestępstw, należy przede wszystkim mieć na uwadze pewną niemierzalność, z jaką określone organy muszą się mierzyć. Niemożność ujęcia w pewne ramy chociażby liczbowe wspomnianych okoliczności prowadzi do ziszczenia się zaszłości, które pozostają poza jakąkolwiek kontrolą. Narzuca to swojego rodzaju presję na aparat, wynikającą z konieczności dołożenia wszelkich starań, ażeby zachować pozory posiadania pod nadzorem pewnej bezdyskusyjnie istniejącej wartości, w efekcie czego daje to rezultat odwrotny do pierwotnie zamierzonego. Należy zdać sobie sprawę z tego, że całkowite ujęcie w statystykach dokonanych czynów jest niemożliwe. Wynika to nie tylko z przebiegłości potencjalnego sprawcy, ale także z coraz to większego poziomu wiedzy, czy pewnych okoliczności faktycznych, których splot powoduje z perspektywy niepożądane następstwa. Ważnym jest uświadomienie sobie, że całkowite zapobiegnięcie ciemniej liczbie przestępstw najprawdopodobniej na tę chwilę nie jest osiągalne, a jedynie co można zrobić, to podjąć się szeregu działań zmierzających do jej dokładniejszego zidentyfikowania, a także próba jej efektywniejszego wykrywania.
5. Statystyka KGP 2020r.
Ciemna liczba przestępstw niesie za sobą ryzyko błędnej kwalifikacji prawnej i stworzenie sytuacji gdy zabójstwo zostanie zidentyfikowane jako samobójstwo. Dlatego tak ważne jest, aby w sposób właściwy i z należytą starannością i obiektywizmem podejść do oględzin miejsca odnalezienia zwłok, a następnie zabezpieczenia śladów z miejsca zdarzenia. Istotnym jest także element samego poprowadzenia postępowania przygotowawczego, z uwagi na to, że stanowi owo w późniejszym etapie podstawowe źródło informacji na temat zdarzenia, co w przypadku popełnienia istotnych naruszeń lub zaniechań nie pozwala na pełne i poprawne ujęcie sedna sprawy, oraz zwrócenie uwagi organów, oraz ich adwersarzy na istotne jej elementy.
W tym miejscu warto podkreślić że zdarzają się sytuacje, gdy zwłoki nie zostaną odnalezione, wówczas odchodzi proces związany z oględzinami, a powstaje inny, choć nie mniejszy problem, a mianowicie, brak zwłok. W literaturze oraz studium przypadków często na kanwie problemów etycznych słyszy się, że. „nie ma zwłok, nie ma zbrodni”. Identyfikuje ona ciało z głównym dowodem na popełnienie czynu. Patrząc na to pod kątem praktycznym, odnaleźć można sens powyższego twierdzenia. Jednak nasuwa się pytanie czy wówczas brak ciała człowieka, sam w sobie nie może stanowić swojego rodzaju dowodu na popełnienie czynu? Jest to kwestia rozpatrywana od wielu lat i pozostaje ona nadal żywa w dyskusji pomiędzy praktykami. Jest to w moim odczuciu sytuacja patowa, która uniemożliwia działanie zarówno organów, jak i jednostek, które można uznać za osoby bliskie dla osoby zaginionej. Realnym problemem jest sytuacja, gdy wszelkie poszlaki przemawiają za popełnienie czynu przestępnego, ale z uwagi na brak ciała, działanie zmierzające do ujawnienia go, są nie jest możliwe. Stan ten godzi w pewne podstawowe prawa podmiotów bezpośrednio poszkodowanych w danej sprawie i jest to aspekt pomijany i niezauważany przez organy ale i ustawodawstwo.
Ciemna liczba przestępstw generuje szereg zagrożeń, które oddziałują bezpośrednio na jednostkę i ich natężenie zależy od indywidualnych potrzeb podmiotu. Zalicza się do nich między innymi tworzenie pewnego poczucia dezorientacji stworzonego poprzez sporządzanie statystyk niemających większego pokrycia, co skutkuje zmniejszeniem zaufania zarówno do policji, jak i do organów. Należy przy tym pamiętać, że jak już powyżej wspominałam, bardzo trudno jest wyodrębnić właściwy miernik, który rzetelnie odda sedno problemu omawianego zjawiska.
Mając na uwadze powyższe rozważania należy zwrócić uwagę na to, że rok 2020 można uznać za przełomowy i stanowiący pewny odłam będący wynikiem pewnych złożonych zdarzeń, w tym między innymi pandemii koronawirusa.
Poważnym zagrożeniem dla funkcjonowania społeczeństwa jest sam charakter omawianego zjawiska, sprowadzający się do pewnej niemierzalności, co tym samym nie wchodzi w zakres ochrony jaką może zbiorowości zagwarantować organ.
Bibliografia
#HappyPrideMonth
Czerwiec to szczególny miesiąc. Uczniowie kończą rok szkolny, studenci zaczynają zaliczenia semestralne, a pracownicy zaczynają planować wakacje. Wszyscy czujemy zbliżające się lato. Czerwiec jest również miesiącem dumy i walki o prawa osób LGBTIQ+. Nie jest to przypadek. 28 czerwca 1969 roku miała miejsce policyjna obława na bar Stonewall Inn w Greenwich Village na Manhattanie. Pod pretekstem nielegalnej sprzedaży alkoholu zaczęto wyprowadzać klientów, którzy zaczęli skandować „We want freedom!”. Następnego dnia na ulice Nowego Yorku wyszło ok 2 tysiące osób walczących o prawo do godnego traktowania przez władzę bez względu na orientację seksualną. 52 lata po tych wydarzeniach osoby LGBTIQ+ nadal walczą o uznanie ich praw. Te zmagania trwają codziennie, nie tylko przez miesiąc. Korzystając jednak z okazji, chcielibyśmy dołożyć cegiełkę w tej nierównej walce. Niniejszy artykuł ma na celu przedstawić ogólne i zgodne z obecną wiedzą naukową fakty na temat ludzkiej seksualności, ponieważ wierzymy, że edukacją możemy zmienić świat.
Seksualność jest nieodzownie związana z kulturą, która tworzy standardy i granice pożądanej społecznie aktywności seksualnej oraz klasyfikuje zachowania, których nie zamierza akceptować. Normy te są zmienne w czasie, a wraz z rosnącą wiedzą naukową wyróżniamy różne terminy określające wymiary seksualności, czy płci. Możemy Was zaskoczyć, ale wyróżniamy kilka możliwych płci:
Płeć psychologiczna jest efektem predyspozycji biologicznych (związanych z działaniem hormonów, predyspozycji genetycznej) oraz społeczno-kulturowych. Na nią składają się trudne terminy, takie jak identyfikacja płciowa (czyli indywidualna przynależność do określonej płci), rola płciowa (jest to zestaw zachowań oczekiwanych i kulturowo akceptowanych, jakie powinny reprezentować osoby danej płci) oraz psychoorientacja płciowa.
Kolejnym, społecznie kontrowersyjnym aspektem, ale uznawanym przez świat nauki, jest umieszczenie orientacji seksualnej na kontinuum. Oznacza to, że orientacja seksualna stanowi jeden wymiar, który posiada dwa końce: heteroseksualność i homoseksualność. Wyobraźmy to sobie jako odcinek zakończony dwoma punktami. Każdy z nas indywidualnie jest rozmieszczony gdzieś miedzy jednym, a drugim krańcem. Oczywiście bliżej środka znajdują się osoby o orientacji biseksualnej. Głównym założeniem tej koncepcji jest uświadomienie sobie, że orientacja seksualna nie jest konceptem binarnym (tzw. „zero-jedynkowym”), a ciągłą linią, która umożliwia duża różnorodność.
Przedstawione wyżej pojęcia są podstawami, którymi należy się posługiwać przy dyskusjach dotyczących delikatnego tematu jakim jest ludzka seksualność. Wyróżniamy różne teorie oraz normy kształtujące naszą seksualność. Ograniczają one nasze zachowania, jednak nie w takim stopniu, aby zabronić nam kochać i być kochanym na taki sposób jaki tego chcemy. Odkrywanie ludzkiej seksualności to trudna i długa droga, której doświadczają zwłaszcza młodzi ludzie. Związane z tym obawy, czy lęki z byciem „innym” są normalne, ale ta inność nie powinna być nigdy odbierana jako „zła”, „brudna”, czy „nienormalna”. W tym szczególnym miesiącu dla mniejszości LGBTIQ+ przyczyńmy się do rozpowszechniania miłości na naszym świecie, a nie nienawiści.
#makelovenotwar!
Autorka: Natalia Muskała, wolontariuszka działu psychologicznego Fundacji Zaginieni
Każdy, kto kiedykolwiek był w żałobie wie, że trudno znaleźć odpowiednie słowa, aby ją opisać – zapewne dla każdego oznacza coś innego. Z definicji „żałoba to stan emocjonalny, stanowiący proces przystosowania po bezpowrotnej utracie bliskiej nam osoby oraz zwyczaj polegający na oddaniu szacunku zmarłemu”.
Bowlby podzielił proces żałoby na etapy: bezpośrednio po śmierci następuje szok, który trwa stosunkowo krótko. Następnie przychodzi rozgoryczenie, które objawia się wybuchami płaczu połączonego z poczuciem winy, że nie zrobiliśmy dla zmarłego wszystkiego, co mogliśmy, a także że nie powiedzieliśmy wszystkiego, co chcieliśmy. W końcowym etapie pojawia się przygnębienie, które deorganizuje dotychczasowe życie i może trwać nawet kilka miesięcy.
Po śmierci człowieka, jego najbliżsi podejmują działania mające na celu złagodzenie jej destrukcyjnego charakteru – jest to zachowanie naturalne dla człowieka funkcjonującego w grupie. W rodzinie. Przykładem takiego działania jest właśnie obrzęd pogrzebowy. To swojego rodzaju sposób na przywrócenie życiu ładu, który zaburzyła śmierć. Ponadto jest to działanie, mające na celu okazanie szacunku osobie zmarłej i wspólnego jej pożegnania. Już dawno temu pogrzeby miały spełniać różne role, między innymi pokazywać, że dobrzy ludzie zasługują na tego rodzaju uczczenie, natomiast zbrodniarze czy zdrajcy nie podlegali temu prawu. Anonimowość zmarłego uznawano bowiem za jedną z najbardziej uwłaczających kar.
Poza oddaniem honoru zmarłemu, pogrzeb pełni też funkcję terapeutyczną – pozwala ukoić żal i nieco uspokoić. Sytuacja pogrzebu pozwala na całkowite ukierunkowanie emocji i bólu na ich źródło, a wiedząc, że wszyscy wokół przeżywają podobne uczucia, łatwiej jest się otworzyć i rozładować cierpienie w formie płaczu czy smutku. Stoiński pisze nawet, że „zakłócenia w zwyczajowym przebiegu żałoby mogą stanowić zagrożenie dla integralności ludzkiej psychiki”. Takich zakłóceń w ostatnim czasie jest bardzo dużo – odkąd wybuchła pandemia COVID-19 wiele rzeczy zostało obróconych do góry nogami, a jedną z nich jest właśnie obrzęd pochówku. Prawdziwe zagrożenie związane z brakiem możliwości wyprawienia pogrzebu można dostrzec przyglądając się mniej oczywistym funkcjom tego obrzędu.
Ceremonie pogrzebowe to nie tylko oddanie czci zmarłemu, ale także wyrażenie niepokoju wobec samego aktu śmierci. Różne religie wiążą ze śmiercią odmienne poglądy. Lata temu uważano na przykład, że jeśli nie odprawi się należytych praktyk po śmierci, to dusza może wrócić na ziemię. Inni za to żyli w nadziei, że zmarli mogą przebywać jednocześnie na ziemi i w świecie duchowym – kryje się w tym cicha nadzieja na to, że bliska osoba nadal jest wśród nas. Odczucia towarzyszące obrzędom pogrzebowym to smutek
zmieszany z lękiem, ale i z nadzieją. Lęk i nadzieja odnosi się do wyimaginowanego uczestnictwa duszy zmarłego nie tylko w danej uroczystości, ale i w dalszym życiu jego bliskich. Stoiński wysuwa więc pytania: Kogo dotyczy ceremonia pogrzebu? Kto jest jego podmiotem?
Z perspektywy powyższych przemyśleń, wydawać by się mogło, że zmarły jest jedynie przedmiotem pogrzebu, ale prawdziwymi jego podmiotami jest grupa ludzi uczestniczących w obrzędzie oraz niematerialna istota zmarłego.
Ciało osoby, którą żegnamy, jest widocznym przypomnieniem o ludzkiej śmiertelności, która przeraża żywych. Nieznane powoduje lęk – nie tylko przed samą śmiercią, ale także przed zmarłym. Dlatego w niektórych kulturach praktykowało się głośne okazywanie bólu – miało ono być pewnego rodzaju zabezpieczeniem przed nieprzychylnością tego, który odszedł.
Pogrzeb ma też ważną funkcję dla społeczności. Utrata bliskiej osoby wpływa znacząco na społeczne funkcjonowanie jej bliskich. Żałoba często wprowadza chaos, nad którym trzeba zapanować. Uroczystość pogrzebu wprowadza pewien rodzaj porządku, a stypa po nim następująca daje okazję do przynajmniej częściowego powrotu do normalnego życia.
Chociaż wiele z wyżej wymienionych przekonań pozostaje zapomniana lub zatarta, to nadal widoczne są ich namiastki i skutki w postaci ludzkich lęków. Patrząc na pogrzeby z perspektywy osób bliskich zmarłemu widzimy, że jest to uroczystość dużo ważniejsza dla ludzkiej psychiki niż mogłoby się wydawać. W cieniu pandemii koronawirusa i podczas prób zapobieganiu rozprzestrzeniania się śmiertelnej choroby, ludzie chorują i umierają w izolacji, w samotności. Z tych samych powodów zmarli nawet podczas własnych pogrzebów muszą pozostawać odizolowani. To wszystko sprawia, że cały rytuał i jego wyżej opisane funkcje ulegają rozpadowi. Znika możliwość dzielenia bólu, znika symboliczne ostatnie pożegnanie – znika w dużej mierze możliwość pogodzenia się z odejściem ukochanej osoby. Dużo trudniej jest wrócić do dawnego życia nosząc ciężar nieprzepracowanego cierpienia.
Jeśli potrzebujesz pomocy psychologicznej, napisz na psycholog@fundacjazaginieni.pl i weź udział w cyklu 11 darmowych konsultacji psychologicznych online.
Autorka: Hanna Lewandowska, wolontariuszka działu psychologicznego Fundacji Zaginieni
Literatura:
Matuszczyk, M., Krupka-Matuszczyk, I. (2014) Psychopatologiczne oblicza żałoby. Czasopismo Psychologiczne – Psychological Journal, 20, 2, 2014, 267-271
Stoiński, A. (2001) Obrzęd pogrzebowy a postawa wobec śmierci. Humanistyka i Przyrodoznawstwo 7, 159-177
Schizofrenia jest zagadkowym zaburzeniem psychicznym, a to co nieznane, zawsze budzi lęk. Może dlatego wokół tej choroby narosło wiele szkodliwych i stygmatyzujących osoby na nią cierpiące mitów. Już sama nazwa może być myląca. Pojęcie „schizofrenia” stworzył psychiatra Eugen Bleuer. Słowo to pochodzi z greckich słów „rozszczepiać” i „umysł”. Jednak objawem schizofrenii nie jest rozszczepienie osobowości. Autor miał raczej na myśli podział niektórych funkcji psychicznych (Seligman, 2017). Niniejszym artykułem chcielibyśmy rozprawić się z niektórymi mitami dotyczącymi schizofrenii.
Schizofrenia dotyczy ok 1% całej populacji ludzkiej. Pierwszy epizod zwykle pojawia miedzy 15 a 35 rokiem życia. Może się ona ujawnić w sposób nagły, wywołany jakimś kryzysem, albo może rozwijać się stopniowo. Do charakterystycznych objawów należą urojenia, halucynacje, zaburzenia mowy, stępienie uczuć, niezdolność mówienia, czy podejmowania decyzji. Od czasu ujawnienia się zaburzenia, największemu obniżeniu ulega funkcjonowanie społeczne i zawodowe. Geneza schizofrenii nie jest w pełni poznana. Przyjmuje się możliwość działania czynników genetycznych oraz patogenów działających na rozwijający się płód. Poniżej znajduje się tylko kilka stereotypów o osobach ze schizofrenią, a każdy z nich jest niezwykle krzywdzący.
Osoby ze schizofrenią są niebezpieczne i nieprzewidywalne – wręcz przeciwnie. Mit ten często rozpowszechniany jest w filmach, zwłaszcza grozy, gdzie chorującym głosy każą robić innym osobom krzywdę. Rzeczywistość wygląda inaczej. Omamy głosowe wiążą się raczej z komentarzami dotyczącymi osoby chorej, zwykle krytycznymi, lub ostrzegającymi przed innymi ludźmi. Osoby z rozpoznaniem schizofrenii częściej unikają innych, z obawy przed krzywdą albo właśnie stygmatyzacją z powodu choroby. Chorujący nie potrafią bronić swoich granic, przez co znacznie częściej stają się ofiarami przemocy niż sprawcami.
Chorzy nie potrafią okazywać i nie rozumieją emocji – stępienie uczuciowe to jeden z możliwych objawów choroby. Prawdopodobne, że osoby chore będą miały trudności z rozpoznawaniem swoich emocji, nazywaniem ich, czy dostosowaniem do sytuacji, ale odpowiednio prowadzona psychoterapia działa i pozwala poradzić sobie z tymi trudnościami.
Osoby ze schizofrenią to osoby upośledzone umysłowo – osoby ze schizofrenią nie wykazują obniżonego poziomu funkcjonowania umysłowego, jednak w zależności od wieku, w którym wystąpiły pierwsze objawy, mogą mieć trudności z dokończeniem edukacji, głównie z powodu wycofania społecznego, a nie deficytów inteligencji.
Schizofrenia wyklucza z życia – do tego wykluczenia w dużej mierze przyczyniamy się my, osoby nie cierpiące na schizofrenię. Właśnie poprzez stygmatyzacje chorych i odpychanie ich od społeczeństwa. Osoby ze schizofrenią, które są pod stałą opieką lekarską i psychologiczną, potrafią funkcjonować normalnie w społeczeństwie.
Schizofrenia jest zagadkową i czasem trudną do zdiagnozowania chorobą ze względu na liczne objawy i podtypy. Jednak dzięki zdobyczom nauki, osoby z rozpoznaniem schizofrenii mogą normalnie funkcjonować. Pytanie tylko czy my jako społeczeństwo im na to pozwolimy.
Bibliografia:
Seligman P.E.M,”Psychopatologia”,Zysk i S-ka Wydawnictwo,Poznań,2017,s.27-39.
Autorka: Natalia Muskała - wolontariuszka działu psychologicznego Fundacji Zaginieni
Emerytura to świetny czas na wyruszenie w podróż. To czas, w którym bieg życia powoli ustaje i przeradza się w spokój, pozwalający na realizowanie najskrytszych marzeń. Zanim jednak ruszysz w podróż, niezależnie czy daleką czy bliską, zapoznaj się z kilkoma wskazówkami, które dla Ciebie przygotowałem.
Niech Twoje wakacje będą ciekawe ale przede wszystkim bezpieczne.
Przed wyjazdem oceń swoje możliwości. Nie lekceważ swojego stanu zdrowia. Ważne jest, aby przeprowadzić taką ocenę pod kątem fizycznym i psychicznym.
Oto kilka wskazówek dla Ciebie:
DKDetektyw dla Fundacji Zaginieni
Ucieczka dziecka z domu jest traumatycznym przeżyciem dla całej rodziny. Każde dziecko, również to z tak zwanego „dobrego domu” może zdecydować się na ucieczkę. Przejęci obowiązkami dnia codziennego, dbając o potrzeby edukacyjne i materialne naszych pociech, często możemy nie zauważyć, że atmosfera w naszym domu źle wpływa na dziecko.
Dzieci mogą zdecydować się na ucieczkę, gdy napięcie emocjonalne, którego doświadczają staje się nie do wytrzymania. Jest to zresztą naturalna reakcja. Kto nie uciekał od problemów ,niech pierwszy skomentuje ten post 😉. Do jednych z najczęstszych przyczyn ucieczek należą awantury i problemy rodzinne. Ponadto ucieczka z domu może być wyraźnym sygnałem ostrzegawczym, którego nie można lekceważyć. Może być to wołanie dziecka o pomoc, ponieważ w domu doświadcza przemocy psychicznej lub fizycznej, w tym wykorzystywania seksualnego.
Jak wynika z policyjnych statystyk w 2017 roku zostało zgłoszonych 19 563 zaginięć, w tym 6 758 zgłoszeń dotyczyło dzieci. Najliczniejszą grupą były osoby w wieku od 14 do 17 lat (5 362 zgłoszenia). Z dobrych wiadomości - 95% z uciekinierów wróciła do domu w ciągu pierwszych 7 dni od zgłoszenia zaginięcia. Jednak powrót dziecka nie oznacza końca problemów. Często dzieci boją się wrócić do domu po ucieczce, ponieważ nie wiedzą jak zostaną przyjęte. Obawiają się konfrontacji z rodzicami, torpedowania pytaniami i oceny środowiska domowego.
Aby zminimalizować możliwość ponownej ucieczki, warto wspólnie porozmawiać. Bardzo ważne jest, aby dać dziecku czas i przestrzeń na opowiedzenie o swoich uczuciach i o tym jak się czuje w domu. W tym czasie rodzice powinni go aktywnie słuchać. Nie obiecujemy, że ta rozmowa będzie łatwa, ale warto spróbować zrozumieć swoje dziecko, to co czuje i wyciągnąć z tego wnioski.
Ogromnie ważny jest moment powrotu nastolatka do domu. Czy wiemy co wtedy powiedzieć? Jak zareagować? Od tego mogą zależeć przyszłe relacje z dzieckiem i to, czy zapobiegniemy powtórzeniu się takiej sytuacji w przyszłości. Ważne jest, aby unikać bagatelizowania emocji dziecka, obrażania i unikania trudnych tematów. Jeśli nie dojdzie do konfrontacji z dzieckiem, konflikt może narastać i doprowadzić do ponownej ucieczki. Warto pomyśleć również o rozmowie z profesjonalistą, np. psychologiem szkolnym albo Poradni Rodzinnej.
Powrót dziecka do domu jest dopiero początkiem trudnej drogi, która ma doprowadzić do zmian w środowisku rodzinnym. Na dobry start tej podróży warto pokazać dziecku, że jest kochane, bez względu na to co zrobiło. Nie da się zmienić przeszłości, ale można kształtować przyszłość.
Autorka: Natalia Muskała - wolontariuszka działu psychologicznego Fundacji Zaginieni
Jeżeli wasze dziecko jest już na tyle samodzielne oraz gotowe, żeby samemu udać się w drogę do szkoły, warto upewnić się, że w razie zagrożenia będzie wiedziało co robić. Choć to rodzicie podejmują ostateczną decyzję o momencie, w którym ich pociecha może zacząć sama się przemieszczać, podejmując ją, powinni pamiętać, aby uzgodnić ją z dzieckiem, posiłkując się jego zdaniem. Bezwzględnie jednak należy wziąć pod uwagę przepisy prawa, traktujące o samotnych podróżach małoletnich.
Samodzielny powrót ze szkoły naszego dziecka zależny jest od kilku czynników. Prawo o ruchu drogowym regulujące wiek dziecka mogącego samodzielnie poruszać się po drodze lub chodniku, zgodnie z artykułem 43 ust. 1 i 3 jasno wskazuje, że dziecko w wieku do lat 7 może korzystać z drogi wyłącznie pod opieką osoby od lat 10. Drugim, równie ważnym elementem, są wewnętrzne regulaminy szkół, które mogą określać, że np. dziecko do 10 roku życia musi zostać odebrane przez opiekuna i nie może samodzielnie opuścić placówki.
Przyjrzyjmy się temu, jak przygotować nasze dziecko na pierwszy krok w trudną dorosłość, a więc na powrót ze szkoły bez opiekuna.
Wyznacz bezpieczną trasę
Zanim dziecko zacznie samo wracać ze szkoły ,zastanów się jaka trasa będzie dla niego najbezpieczniejsza. Im rzadziej dziecko będzie musiało przekraczać ruchliwą drogę, tym lepiej. Kilkukrotnie przejdź daną trasę razem ze swoją pociechą. Musi ją poznać i czuć się pewnie, żeby nie doszło do zagubienia, będącego źródłem ogromnego stresu, zarówno dla dziecka jak i jego opiekunów. Jeżeli jest kilka alternatywnych tras powrotu do domu, a niektóre z nich są niebezpieczne, zaznacz z których może korzystać, a które są zabronione.
Naucz swoje dziecko podstaw o ruchu drogowym
Dziecko powinno znać podstawowe znaki drogowe, które towarzyszą mu na trasie ze szkoły do domu. Musi pamiętać także o tym, że jeżeli konieczne jest przekroczenie drogi w miejscu dozwolonym (na pasach), powinno zawsze, niezależnie od tego, czy pasy posiadają światła czy też nie, rozejrzeć się i upewnić, że może bezpiecznie przejść na drugą stronę.
Bądźcie w stałym kontakcie
Żyjemy w erze smartfonów. Ma to swoje plusy i minusy, ale czasami warto skupić się na zaletach. Szczególnie, gdy okazują się pomocne w dbaniu o bezpieczeństwo. Dziecko, które samo się przemieszcza, powinno mieć swój telefon i informować Cię, że wychodzi ze szkoły, a jeżeli w mieszkaniu nikogo nie ma, powinno także dać Ci znać, że do niego dotarło. Nie zmienia to jednak faktu, że dziecko musi wiedzieć, że podczas podróży do domu skupianie uwagi na telefonie, a nie na otoczeniu jest surowo zabronione, ponieważ może doprowadzić do wypadku.
Wspólne powroty
Warto zorientować się, czy inne dzieci z sąsiedztwa nie wracają do domu o tej samej porze. Powrót do domu w większej grupie zawsze jest bezpieczniejszy. Warto być także w kontakcie z innymi rodzicami, którzy w razie czego odbiorą nasze dziecko gdyby np. nagle zepsuła się pogoda.
Porozmawiaj z dzieckiem o zagrożeniach
Nie należy straszyć swojego dziecka zagrożeniami, które może napotkać podczas powrotu do domu. Warto jednak zbudować w dziecku świadomość różnego rodzaju zagrożeń. Pierwsze, najczęstsze to oczywiście ruch drogowy i brak odpowiedzialności niektórych kierowców. Dziecko musi wiedzieć, że nawet będąc przed pasami, nie może na nie wchodzić póki nie jest pewne, że nadjeżdżający samochód na pewno się zatrzymał. Nigdy nie powinno też przechodzić w jakichkolwiek miejscach niedozwolonych. Drugim, najczęstszym zagrożeniem są obce osoby. Dziecko musi wiedzieć jak zachowywać się wobec ludzi, którzy np. chcą je podwieźć lub czymś poczęstować. Zazwyczaj najlepszą i najszybszą reakcją obronną jest krzyk i ucieczka z danego miejsca oraz szybkie poinformowanie o sytuacji swojego opiekuna. Do zadań rodzica należy także wytypowanie zagrożeń znajdujących się w danej okolicy. Może to być groźny pies przy rozpadającym się ogrodzeniu lub niezwykle ruchliwa droga.
Pamiętaj!
Nic na siłę. Może się tak zdarzyć, że dziecko, które osiągnęło wiek uprawniający do samodzielnego powrotu, nie jest jeszcze na to gotowe. Nie można dziecka do tego zmuszać. Należy poczekać do momentu, w którym samo nam powie, że chce podjąć próbę samotnej podróży. Jak wspomniałem, ważna jest nie tylko ocena rodzica ale i wsłuchanie się w potrzeby naszej pociechy. Musimy pamiętać, że każde dziecko rozwija się indywidualnie. Jestem pewien, że tak szybko, jak zamarzycie o tym, żeby wasze dziecko samo wracało ze szkoły, zatęsknicie za czasami, gdy chciało podróżować z wami, trzymając was za rękę. Bądźcie bezpieczni!
"Jesteś dokładnie tą samą osobą, którą byłaś jakiś czas temu i możesz w dalszym ciągu się rozwijać. Nie myślmy o dziecku jak o ograniczeniu."
Natalia Muskała: Czy przed zajściem w ciążę słyszałaś o depresji poporodowej?
Iga Ore-Ofe: Pewnie gdzieś czytałam, ale ciąża i macierzyństwo nie leżały w kręgu moich zainteresowań. Byłam osobą, która w stu procentach poświęcała się pracy i nauce. Prowadziłam bardzo szybki tryb życia.
N: Spotkałaś się z pojęciem „baby blues” ?
I: Tak, z tym też się spotkałam. Pamiętam ten termin jeszcze z gazet, które kupowała moja mama.
N: Jak zareagowałaś na wiadomość o ciąży?
I: Dostałam wcześniej diagnozę, że najprawdopodobniej nie będę mogła zajść w ciążę, ale lekarz dał mi do zrozumienia, że nie jest to ostateczne. Mimo to, gdy zaszłam w ciążę, nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że to pomyłka. Miałam świadomość, że moje życie się zmieni. W niedalekiej perspektywie miałam przeprowadzkę do innego kraju, naukę języka i podjęcie nowej pracy. Nie byłam przygotowana na ciążę. Byłam w takim szoku, że po powrocie do domu z miejsca zatrudnienia, nie byłam w stanie przypomnieć sobie drogi, którą pokonałam. Dopiero po jakimś czasie zaczęło to do mnie docierać i zaczęłam się cieszyć.
N: Jak wyobrażałaś sobie siebie roli matki?
I: Nie wiem. W tamtym czasie miałam znajome, które były już mamami. Obserwowałam je. Jako że moje koleżanki doskonale wychowywały swoje dzieci, macierzyństwo widziałam w wyidealizowanym świetle. Sądziłam, że to piękny czas w życiu kobiety, całkowicie pozbawiony ciemnych stron. Nie dostrzegałam natłoku obowiązków z tym związanych. Teraz widzę, że nie tylko ja żyłam złudzeniem. Wiele kobiet myśli, że macierzyństwo to rola rodem z pięknego filmu. Bohaterka co prawda zwymiotuje, bo chwilowo poczuła mdłości, ale zaraz po tym ubierze się w sukienkę, a poród potrwa kilka minut.
N: Jak byś opisała swój okres ciąży?
I: Moja pierwsza ciąża była jednym z najgorszych okresów w moim życiu. To było okropne. Ciągle wymiotowałam, nie byłam w stanie jeść, mdlałam podczas zakupów, miałam problemy z kręgosłupem. W wyniku licznych problemów zdrowotnych trafiłam w końcu do szpitala. Moje samopoczucie pogarszały relacje koleżanek, które w tym czasie także były w ciąży. Relacjonowały swój stan jako coś pięknego. Trudno było mi tego słuchać. Ten kontrast mnie przerażał. Dopiero później okazało się, że koleżanki mocno koloryzowały. Tak w końcu wypada. Należy cieszyć się z wizji macierzyństwa, zacisnąć zęby i nie mówić o tym, co boli, co denerwuje. Nie potrafiłam tego zrozumieć.
N: Czy uważasz, że twoimi koleżankami, które też były w trakcie ciąży, mógł kierować wstyd, że miało być tak cudownie, a nie jest?
I: Wydaje mi się, ze tak. Zresztą bardzo dobrze to widać teraz, w dobie social mediów. To zrozumiałe, że chcemy pokazywać tylko pozytywne aspekty naszego życia. Jednak uważam, że miło byłoby usłyszeć, że możemy czuć się źle, że mamy do tego prawo.
N: Mogłaś liczyć na wsparcie partnera?
I: Tak, choć to był trudny okres, także ze względu na przeprowadzkę. Mój mąż przejął wszystkie obowiązki. Jestem mu za to wdzięczna. Począwszy od noszenia kartonów, a na załatwianiu dokumentów skończywszy. Cały czas mówił, że będzie lepiej. On też znalazł się w nowej sytuacji, ale chodziliśmy na kursy dla przyszłych rodziców i byliśmy w tym razem. Nie wymagałam od niego stuprocentowego zrozumienia, bo zdawałam sobie sprawę, że to niemożliwe. Uważam, że mężczyźni są o wiele gorzej przygotowani do ciąży niż kobiety. Ten temat kompletnie nie leży w kręgu ich zainteresowań, nie jest też tematem rozmów ze znajomymi. Nie zmienia to faktu, że z pewnością chcieliby wspierać swoje partnerki, ale nie zawsze wiedzą w jaki sposób to robić.
N: Nikt nie przygotuje nas na to, co może się wydarzyć, prawda?
I: Jeśli kobieta sama nie wykaże chęci do tego, żeby się czegoś dowiedzieć, to nikt jej prawdy nie powie. Ciąża jest bardzo skomplikowanym procesem. Trzeba włożyć ogromny wysiłek, żeby przejść go bez urazu fizycznego i psychicznego.
N: Jak wspominasz poród?
I: Z pierwszą ciążą oraz porodem były największe problemy. W Szwecji, tam gdzie rodziłam, mają zupełnie inne podejście. Położna proponowała mi specjalne zajęcia, czy filmy, ale obawiałam się, że negatywnie wpłynie to na moje emocje. Dała mi więc kilka rad, przedyskutowałyśmy przebieg porodu i na tym się skończyło. Moja akcja porodowa trwała trzydzieści pięć godzin. Skurcz wybudził mnie ze snu o czwartej rano. Gdy zadzwoniłam na specjalną infolinię, położna kazała poczekać do godziny dziesiątej i dopiero przyjechać do szpitala. Takie odsyłanie mnie trwało 24 godziny, a i tak, gdy zatrzymali mnie w szpitalu, uznali, że jeszcze za wcześnie i podali środek na morfinie, żebym mogła zasnąć. Oczywiście nie zasnęłam. Poród był tak skomplikowany, że trzeba było użyć VACUUM. W Szwecji, jeśli poród odbywa się zgodnie z planem, zazwyczaj nie towarzyszą mu lekarze. W moim przypadku musiała być lekarka, która była bardzo oschła i wydawała mi rozkazy, co bardzo mnie stresowało, choć jestem opanowaną osobą i zawsze dbam o to, żeby nie utrudniać nikomu pracy. Poród trwał tak długo, że dostałam ponad czterdziestostopniowej gorączki. Bardzo mało pamiętam z momentu, w którym urodził się mój syn. Pamiętam jednak, że wszczęto alarm, ponieważ nie płakał. Zaczęłam myśleć o najgorszych scenariuszach i zemdlałam. Później przypominam sobie trzymanie syna na rękach, sok jabłkowy w kieliszkach do szampana i kanapki ze szwedzką flagą. Pierwszy raz w życiu się tak czułam. To było maksymalne wyczerpanie organizmu. Nie przeżyłam nic gorszego tej pory niż poród.
N: Czy o porodzie rozmawiałaś ze swoimi koleżankami z Polski? Miałaś porównanie jak to wygląda w Polsce, a jak w Szwecji?
I: Moja bardzo dobra koleżanka rodziła swojego syna w podobnym czasie. Miałam też inne koleżanki, które relacjonowały mi ciążę oraz poród w Polsce. Nie wiem jak wygląda to teraz, bo te relacje docierały do mnie jedenaście lat temu, ale dziwiło mnie wiele rzeczy. Na przykład to, że podczas porodu nie podaje się kobiecie wody ani jedzenia. Przecież do urodzenia dziecka potrzebna jest siła. Byłam też w szoku, że wszystkie kobiety z bólami leżą w jednaj sali, albo to, że po urodzeniu matkom zabiera się dzieci. W Szwecji od momentu wyciągnięcia z brzucha kładzie się dziecko na klatkę piersiową, czy do mamy czy do taty, w zależności od tego, kto jest w stanie. Później przechodzi się do specjalnego hotelu dla rodziców, w którym uczą żyć z nowonarodzonym dzieckiem. Zostaje się tam zazwyczaj dwa lub trzy dni, w zależności od tego jak się czuje kobieta. Dziwne było dla mnie też to, że w Polsce kąpie się dzieci po porodzie. W Szwecji się tego nie robi. Tutaj słucha się natury, tego, co jest naturalne dla kobiety. Z tego samego powodu nie można zażyczyć sobie cesarskiego cięcia. Oczywiście, gdy nie ma ku temu wskazań. Wskazaniem jest choćby doświadczenie depresji poporodowej oraz oczywiście kwestie anatomiczne i wiele innych. Przeraziło mnie też to, jakie słowa padają z ust polskich położnych, na przykład „zamknij się”. Wydaje mi się, że w Polsce strach przed porodem może w dużej mierze wynikać z braku zrozumienia ze strony personelu szpitalnego. Byłam w ogromnym szoku, słuchając tego, co dzieje się w Polsce. Do tej pory trudno mi w to uwierzyć. Mam nadzieję, że to się zmieni, a kobiety będą mogły rodzić z szacunkiem, na jaki zasługują. Istotne jest także wsparcie psychologiczne, którego w Polsce brakuje. Psychika jest bardzo istotna, dlatego ważne jest ciepło i wsparcie ze strony personelu. Bardzo dobrym przykładem jest mój drugi poród. Trafiłam na dwie położne, w tym jedną praktykantkę. Po raz pierwszy odbierały poród i chyba stresowały się bardziej niż ja. Pomimo to, ich podejście sprawiło, że było mi łatwiej przejść przez poród. Włączyliśmy sobie radio, tańczyłyśmy, śpiewałyśmy i żartowałyśmy. Empatia personelu i zrozumienie potrzeb kobiety jest bardzo ważne.
N: Wsparcie i zrozumienie personelu medycznego może również wpływać na to jak kobieta się czuje po porodzie. A ty jak się czułaś?
I: Po porodzie czułam się zagubiona. Moje dziecko było pierwszym, jakie trzymałam na rękach. Kompletnie nie rozumiałam jego potrzeb, chociaż robiłam dodatkowe kursy u swojej położnej. Nie potrafiłam nic zrobić. Czułam się też bardzo zmęczona, a nie mogłam spać. Od momentu pojawienia się pierwszych skurczy, nie mogę sobie przypomnieć, abym przespała całą noc. Możliwe, że była to kwestia kilku miesięcy. Czułam niepokój, którego źródła nie potrafiłam zlokalizować. W szpitalu zabrano mi raz syna, bo byłam zmęczona i sfrustrowana. Pamiętam, że nie wiedziałam co robić, bo on cały czas płakał. Wtedy przyszły położne i powiedziały, że go wezmą i dadzą mu mleko z kartonu, co wymaga zgody matki. Wtedy właśnie położyłam się spać. Po godzinie obudziłam się przerażona. Zaczęłam szukać swojego syna i dzwonić alarmem. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani co się stało. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem w szpitalu.
N: Pamiętasz moment, w którym zaczęłaś się niepokoić?
I: Sytuacja zaczęła niepokoić ludzi wokół mnie. Przede wszystkim męża. Po porodzie byłam ciągle pobudzona, zaniepokojona, a jednocześnie podekscytowana. Po za tym nie jadłam, za to piłam klika litrów wody dziennie. Schudłam dwadzieścia trzy kilo, gdzie w ciąży przytyłam może trzynaście. Doszło do momentu, w którym nie byłam w stanie podnieść się z łóżka i chyba nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Często zdarzało mi się mdleć. Czułam się jak w transie. Starałam się być mamą idealną. Byłam maksymalnie skupiona na problemach dziecka. Gdy mój syn miał trzy miesiące, okazało się, że ma nietolerancję laktozy. Miał kolki i strasznie płakał. Moje życie było oparte na tym, aby przeżyć od jednego ataku kolki do drugiego. Kiedy moje dziecko zaczynało płakać, potrafiłam być cała mokra ze stresu. Bałam się tego, że ktoś wejdzie i pomyśli, że robię mu krzywdę. To zaczęło przerażać mojego męża. Nie sądził, ze to są problemy na tle psychicznym. Okazało się, że mam anemię i cała wina została zrzucona na tę diagnozę. Jak przyjechałam do Polski, moja mama zauważyła, jak jestem chuda, zmęczona i że kompletnie nic nie jem.
N: Jak wtedy myślałaś o sobie?
I: Wszystkie obowiązki brałam na siebie i wszystko musiałam zrobić idealnie. Miałam wrażenie, że cały czas spędzam ze swoim dzieckiem. Wychodziłam z nim na spacery, czytałam o wszystkim, co dotyczy rozwoju dzieci. Sprawdzałam czy wszystko jest dobrze. Cały czas się bałam, że zrobię mu krzywdę, albo że ktoś inny mu ją wyrządzi. Bałam się, że mogą go ukraść, albo że w nocy coś mu się stanie. Oczywiście nie chciałam, aby spał w łóżeczku. Musiał być cały czas przy mnie. Pamiętam jak w nocy mój mąż się przekręcił na drugi bok, a ja w locie złapałam jego rękę, aby nie spadła na dziecko. Nie sądziłam, że jest coś ze mną nie tak. Po prostu uważałam, że jestem idealną mamą, która nawet w nocy potrafi swoje dziecko uchronić przed złem.
N: Jak wyglądały początki twojej relacji z dzieckiem?
I: Kiedy urodził się mój pierwszy syn, zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie zrozumieć jego potrzeb. Ta miłość była tak ogromna, że nie wyobrażałam sobie, że mogę istnieć sama dla siebie. Już nie byłam odrębną jednostką. Gdyby nie diagnoza, prawdopodobnie do dzisiaj uważałabym te relację za idealną. Ale ona kładzie na nią cień. Pomimo choroby, nie odczuwałam żadnych złych emocji do mojego syna, a cały ten okres wspominam dobrze.
N: Wydaje mi się, że społeczny obraz depresji poporodowej jest mylny i sprowadza się do jednego z wielu możliwych scenariuszy. Ty nie odrzucałaś swojego dziecka. Nie czułaś wstrętu, tylko miłość.
I: Społeczeństwo myśli, że kobieta, która ma depresję nie kocha swojego dziecka. W żadnym wypadku. Depresja poporodowa nie była, w moim przypadku, bezpośrednio związana z dzieckiem, tylko ze mną. Miałam też stwierdzony Zespół Stresu Pourazowego. Później narzucałam sobie coraz większe wymagania i skupiałam się przede wszystkim na swoim synu, zamiast po prostu przepracować niektóre rzeczy sama ze sobą. To był strach o to, że nie jestem wystarczająco dobrą mamą. Depresja nie ma nic wspólnego z brakiem miłości do własnego dziecka. W moim wypadku to był brak kontroli nad własnymi uczuciami. Moja położna powiedziała mi kiedyś „Jesteś ty i dziecko. Oboje jesteście tak samo ważni. Gdy ty czujesz się źle, ma to wpływ na dziecko. Nie jesteś inkubatorem. Masz być dalej sobą”
N: Co sądzisz o stereotypie „matki-polki”? Takiej, która poświęca wszystko dla swojego dziecka?
I: Z tym stereotypem należy walczyć. Jestem wdzięczna, że żyje w Szwecji, ponieważ ten kraj nauczył mnie wielu rzeczy. Przede wszystkim tego, że dziecko jest kolejnym etapem życia, który nie powinien nas ograniczać. My same nie powinnyśmy się ograniczać, a myśleć o swoim rozwoju. Będąc mamą można dalej studiować, otworzyć firmę czy fundację. Sama jestem tego przykładem. Mój mąż jest osobą, która zasługuje na największe uznanie. To on mnie nauczył nie rezygnować z siebie. Bycie „matką-polką” i nie robienie czegoś przez dziecko jest stawianiem dookoła siebie muru, sprowadzaniem się do jednej roli. A przecież jako kobiety mamy wiele ról. Jesteśmy matkami, kobietami, pracownikami, żonami. Wszystkie te funkcję pełnimy przez całe życie.
N: Po jakim czasie otrzymałaś diagnozę?
I: To było dość skomplikowane, ponieważ nie pamiętam, aby ktoś mi o diagnozie powiedział. Pomimo, że położna często u nas była, żeby sprawdzić jak sobie radzimy. Dopiero gdy zaszłam w drugą ciążę, poszłam do innej położnej, zresztą także cudownej, empatycznej kobiety, ona stwierdziła, że istnieje wskazanie do cesarskiego cięcia, ponieważ mam stwierdzony zespół stresu pourazowego i depresje poporodową. Była w szoku, że nikt mi o tym nie powiedział. Natomiast tak jak powiedziałam, nie jestem tego pewna. Mogłam zostać poinformowana o diagnozie w momencie, kiedy nie miałam kontaktu z otaczającą mnie rzeczywistością. Wydaje mi się jednak, że gdyby tak było, powinno zostać podjęte leczenie, a nikt mi tego leczenia nie zaproponował. Dlatego okres drugiej ciąży był czasem podnoszenia się z tej pierwszej.
N: Jakie formy leczenia zostały podjęte?
I: Na początku były to spotkania z moją położną. Potem zostałam zapisana do specjalnej grupy kobiet z diagnozą stresu pourazowego. Jeździłam tam, ale kontynuowałam też swoje rozmowy z położną, bo bardzo im pomagały. Później były spotkania z panią psycholog. Mój stan zaczął się pogarszać. Wydaje mi się, że mogły być z tym związane hormony, bo działo się to przed samym porodem. Dostałam skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Położna zaczęła się o mnie martwić, bo pojawiły się wcześniejsze objawy, czyli brak snu i apetytu. Szpital dla młodych osób był zamknięty, ponieważ były wakacje i musiałam pójść do głównego szpitala, w którym znajdowały się wszystkie osoby z pobliskich ośrodków. Zawiózł nas mój mąż. Tam spotkałam dwóch psychiatrów i jednego studenta, była też ze mną położna. Przeprowadziliśmy rozmowę i została podjęta decyzja o tym, żebym została kilka dni w szpitalu. Pomimo tego, że wielokrotnie rozmawiałam z psychologiem i położną, wylała się ze mnie cała fala złych emocji w związku z tym, że nikt mi nie powiedział o diagnozie. Byłam hospitalizowana przez tydzień, a wydawało mi się, jakby minął rok. Pamiętam moment, w którym przyszłam do szpitala, a personel kazał mi oddać sznurówki. Byłam w szoku. Powiedzieli mi „Słuchaj, wiem, że sobie krzywdy nie zrobisz, ale tymi twoimi sznurówkami ktoś inny może”. Podczas tego pobytu widziałam kobietę, która była ofiarą zbiorowego gwałtu. Siedziała obok mnie i jadła obiad. Widziałam młodego chłopaka, który miał zaledwie dwadzieścia dwa lata. Strasznie się krzywdził, krzyczał, z rozpędu uderzał się o ścianę. Widziałam ludzi w ciężkiej depresji, jedną z nich była moja sąsiadka. Leżała kompletnie bez życia. To doświadczenie na swój sposób mi pomogło. Uświadomiło mi w jak ciężkich sytuacjach są inni ludzie. Zrozumiałam swoją uprzywilejowaną pozycję.
N: Masz nadal w sobie żal, że nikt nie poinformował cię o diagnozie?
I: Kiedy urodził się mój drugi syn, przechodziłam macierzyństwo zupełnie inaczej. Wtedy narodził się we mnie żal, że nie mogłam tego doświadczyć z moim pierwszym synem. Patrzę na to z perspektywy czasu, ale staram się przepracować te złe emocje i nie dopuszczam ich do siebie. Kiedy o tym myślę, to szkoda mi, że o tym nie wiedziałam, ale nie mam żalu. To co się ze mną działo trwało pięć lat. Ogromny przedział czasu, ale uważam, że dobrze to przepracowałam. Pomogło mi mówienie o moich doświadczeniach. Napisałam o tym kiedyś artykuł, który zamieściłam na stronie, którą prowadziłam. Odbił się szerokim echem. Wierzę, że to, że głośno o tym mówię, może pomóc innym kobietom. Nie wstydzę się tego, że byłam w szpitalu psychiatrycznym, że miałam depresję. Mnóstwo ludzi przez to przechodzi. Czuję wdzięczność za te doświadczenia. To jest odważne stwierdzenie, ale depresja nauczyła mnie bardzo wiele o życiu, o mojej osobowości.
N: Czy mówiąc otwarcie o swojej depresji poporodowej, spotkałaś się z negatywnymi opiniami?
I: Zdarzały się opinie typu „a trzeba się było wziąć do roboty, bo teraz to się w tyłkach poprzewracało. Nagle jakieś depresje poporodowe. Wcześniej tego nie było”. Takie głosy często się zdarzały, natomiast nikt nigdy nie powiedział mi prosto w twarz, że nie ma sensu o tym mówić. Wręcz przeciwnie. Zresztą towarzystwo, w którym ja się obracam, uważa że to bardzo potrzebne. Jestem dumna z tego, że potrafię opowiedzieć w jakim byłam stanie i nakłonić innych, aby opowiadali o swoich problemach.
N: Czy doświadczenie depresji poporodowej wpłynęło na twoje relacje z mężem?
I: Pamiętam, że kiedyś mój mąż powiedział, że czuje się bezsilny. Starał się sprawić, abym była szczęśliwa, a to było niezłe wyzwanie. Reagował na każdą moją zachciankę, np. wakacje w Hiszpanii czy we Włoszech. Nie rozumiał, gdzie jest mój problem. Nie byłam wiecznie nieszczęśliwa, czy rozkapryszona, tylko smutna. Oczywiście, prezenty nie są sposobem na wyjście z depresji, ale u osób zdrowych poprawiają samopoczucie. Bolał mnie widok jego starań, które nie były w stanie polepszyć sytuacji. Wydaje mi się, że nasze relacje się wtedy pogorszyły. Mój mąż nie złościł się, pomimo że miał do tego prawo. Mogło mu się wydawać, że nie doceniam jego starań, bo przecież nie wiedział, że jestem chora. Wtedy zaniedbywałam też inne znajomości. Nie chciałam ich kontynuować, a także nawiązywać nowych.
N: Co najbardziej zaskoczyło Cię w roli matki?
I: Zaskoczyło mnie to, że noworodki krzyczą. Nie wiedziałam, że dzieci płaczą, kiedy mają kolkę, gdy jest im mokro lub zimno. Myślałam, że „obsługa” dziecka jest dużo łatwiejsza. Zaskoczyło mnie, że dzieci potrafią mieć humory i pierwsze miesiące mogą być naprawdę trudne. Mimo, że pomiędzy mną, a moim bratem jest 7 lat różnicy i pamiętam jak się urodził i kiedy mama po nocach nie spała, tylko z nim chodziła po pokoju. Zaskoczyło mnie to, że zaczynało mi brakować energii z powodu natłoku obowiązków. Mój mąż jest bardzo pomocny, sprząta, gotuje, ale tych obowiązków było dużo. Zaskoczyło mnie to jak silne są kobiety, jak bardzo mocno mogą być związane z dzieckiem. Jak mogą wyczuć, że dziecko jest chore. Zaskoczyła mnie ta więź z dzieckiem. Pamiętam bardzo dobrze, jak moja mama starała się uspokoić mojego syna, bo płakał, kiedy byłam u dentysty. Po prostu krzyczał w poczekalni. Kiedy poczuł, że biorę go na ręce, od razu się uspokoił. Bardzo dużo pozytywnych rzeczy zaskoczyło mnie w roli mamy i to na nich wolę się skupiać.
N: Wspominałaś wcześniej o mieszkaniach dla młodych rodziców. Czy mogłabyś coś więcej o tym powiedzieć?
I: To jest hotel dla rodziców. Kiedy kobieta urodzi, to nie przebywa na porodówce, tylko jest wysyłana do skrzydła, gdzie znajdują się wyłącznie kobiety, które już urodziły. Każda ma swój osobny pokój, który jest wyposażony w łazienkę, łóżeczko, telewizor i wszystko to co mamy w domu. Jest również kuchnia, która jest całodobowo do dyspozycji. Cztery razy w ciągu doby są serwowane posiłki. Do tego pokoju przychodzą pielęgniarki i położne. Ja mam poważne problemy z kręgosłupem, więc przychodził do mnie lekarz. Podsumowując, jest to oddział szpitala działający na innych zasadach.
N: Jak teraz postrzegasz siebie w roli matki?
I: Rola mamy jest jedną z najfajniejszych ról w moim życiu, a jest ich dużo. Jestem dość specyficzną mamą, bo bardzo dużo podróżuje z dziećmi. Zabieram swoich chłopaków dosłownie wszędzie i wspólnie odkrywamy rzeczy, które ja kiedyś odkryłam. Mamy swoje rytuały, z których czerpię wielką satysfakcję. Spędzamy bardzo dużo czasu razem i czytamy dużo książek. Jestem bardzo otwarta na swoje dzieci. Nie okłamuję ich, że np. bocian ich przyniósł. Pokazujemy im, że są dla nas ważni, angażując w różne decyzje, na przykład w wybór samochodu, który chcemy kupić, a mój mąż często ich pyta, którą koszulę powinien założyć. Chcę być obecna w ich życiu. Mój starszy syn wchodzi w okres dojrzewania, więc pojawiają się inne emocje i inne zachowania, które staram się pomóc mu zrozumieć. Sprawia mi to przyjemność i jestem szczęśliwa, że mogę być blisko nich. Jestem też taka mamą, która na przykład wyjedzie sobie na tydzień na wakacje bez dzieci, albo na weekend do Polski i nie robią mi dantejskich scen w przedszkolu, bo mama wyjechała. Oni wiedzą, że wrócę. Pracowałam zresztą jako marynarz przez rok i z tej pracy faktycznie zrezygnowałam ze względu na dzieci, bo miałam wrażenie, że oddalamy się od siebie. Nie uważam, aby mi w jakiś sposób przeszkadzali, wręcz przeciwnie. Czuję ogromną satysfakcję z robienia wielu rzeczy z nimi, ale są momenty, w których potrzebuję być sama i oni potrafią to uszanować. Są tego nauczeni od początku. Czuje się szczęśliwa patrząc, jakimi są cudownymi chłopakami. Śmieję się, że czekam już na wnuki. Wiadomo, do tego jeszcze mnóstwo czasu, ale wizja bycia babcią daje mi niesamowitą radość. Wyobrażam sobie jak z wnukami robię dokładnie to samo co z moimi dziećmi, jak zwiedzam różne kraje, odwiedzam muzea. Czuję się spełnioną mamą, ale też spełniam się w pracy i fundacji.
N: Jak uważasz, co można by zmienić, by lepiej przygotować przyszłe mamy na to, jak naprawdę wygląda macierzyństwo?
I: Przede wszystkim nie okłamywać naszych dzieci. Nie mówić, że bocian je przyniósł, albo że dzieci biorą się z kapusty, bo daje to błędy obraz macierzyństwa. Ja kończyłam szkołę lata temu, ale u mnie w podstawówce nie było nigdy mowy o jakiejś edukacji seksualnej. Raz był tylko obrazek na biologii dziecka w brzuchu i tyle. Później było liceum i tam tez kobiety w żaden sposób nie zostały przygotowane, na studiach też nic o tym nie było. Wydaje mi się, że kobiety powinny być szczere ze swoimi córkami. Mam wrażenie, że w Polsce rodzeństwo nie może dotykać małych dzieci, bo jest przeświadczenie, ze zrobią im krzywdę. Powinno być przeciwnie, niech dadzą bratu czy siostrze mleko, niech pomogą w opiece. Mój starszy syn jest już doświadczony, bo widział wszystko i o wszystkim mu mówiłam. Oczywiście dostosowałam język do tego, w jakim był wieku i teraz w dalszym ciągu rozwijam w nim tę wiedzę. Społeczeństwo powinno przestać się okłamywać i ukrywać emocje kobiet pod płaszczem wstydu.
N: Przez naszą rozmowę przewijał się wątek opieki medycznej, aby była bardziej ludzka.
I: Nie przeżyłam tego w Polsce, więc wszystko co mówię bazuje na opiniach moich znajomych. Wiem, że są miejsca, w których jest super, ale też bardzo często się mówi, ze kobieta kobiecie jest wrogiem. Wydaje mi się, że w kobietach jest dużo negatywnych emocji, które później przenoszą na inne kobiety. Może dlatego, ze nikt nas nie uczy empatii. Empatia to jest coś czego bardzo brakuje w Polsce, także na oddziałach porodowych. Brakuje życzliwości, wsparcia, ciepłego słowa. Dodatkowo kobiety muszą stale mierzyć się z oceną. To dla mnie nie do pomyślenia.
N: Co chciałabyś powiedzieć przyszłym rodzicom, a w szczególności mamom?
I: Żeby dopuszczały do siebie wszystkie emocje, te dobre i złe. Aby mówiły o tym i zwierzały się z nich mamie, tacie, czy mężowi, przyjaciółce, komukolwiek, z kim się czują komfortowo. Aby reagowały na wszystkie sygnały, które je niepokoją. Aby nie odcinały się od życia, które miały wcześniej. Jesteś dokładnie tą samą osobą, którą byłaś jakiś czas temu i możesz w dalszym ciągu się rozwijać. Nie myślmy o dziecku jak o ograniczeniu. Aby znalazły balans pomiędzy byciem rodzicem, a byciem sobą. Są tez ciężkie momenty, kiedy dziecko jest chore, albo wszystko idzie nie tak, wszystko boli, ale ból mija. Później tych złych rzeczy tak dobrze się nie pamięta. Pamięta się to co fajne, dobrych ludzi, wspólne chwile.
Rozmowę przeprowadziła Natalia Muskała - wolontariuszka fundacji Zaginieni
Zdarza się, że osoby starsze w wyniku różnych chorób, takich jak choroba Alzheimera lub demencja, borykają się z problemami z pamięcią. Stanowi to ogromne zagrożenie dla ich bezpieczeństwa. Większość zaginięć spowodowanych tym problemem oparta jest o podobny schemat - senior postanawia opuścić mieszkanie, a po przejściu kilku ulic nie jest już w stanie odnaleźć drogi powrotnej. Co gorsza, często nie jest nawet w stanie powiedzieć jak się nazywa ani podać jakichkolwiek danych, które okazałyby się pomocne w zidentyfikowaniu jej lub jej bliskich.
Porady odnośnie zabezpieczania osób starszych przed podobnym scenariuszem postanowiłem podzielić na dwie kategorie: dotyczące osób regularnie samodzielnie opuszczających miejsce zamieszkania oraz osób, które nie powinny poruszać się poza domem bez opieki ze względu na stan zdrowia. Niezależnie od sytuacji pamiętajmy, aby zawsze dysponować aktualnym zdjęciem bliskiego nam seniora. W dobie smartfonów nie stanowi to żadnego wyzwania.
Jeżeli osoba nie może samotnie opuszczać swojego mieszkania, w pierwszej kolejności zadbajmy, aby jej to uniemożliwić. To w pełni uzasadnione działanie na rzecz bezpieczeństwa naszych bliskich, jednak pamiętajmy, aby stawiać granice rozsądnie, z zachowaniem należytego szacunku oraz empatii. Radykalne, nerwowe działania generują napięcia, w wyniku których może narodzić się konflikt, który nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem. Każdy z nas ma swoje potrzeby. Potrzebujemy słońca, świeżego powietrza, a także ruchu. Przymusowe, długotrwałe zamykanie seniorów w jednym pomieszczeniu, choć faktycznie minimalizuje ryzyko zaginięcia, niesie za sobą ryzyko złego samopoczucia, a nawet objawów depresji. Jeśli wędrówka bliskiej nam starszej osoby spowodowana jest nudą lub potrzebą ruchu, znajdźmy jej interesujące zajęcie, które ją zaangażuje i zniweluje ryzyko dalekich wędrówek. Warto także porozmawiać z sąsiadami i wyjaśnić sytuację, aby ich na nią uczulić. Będą mogli wówczas zatrzymać seniora, zainteresować się jego stanem oraz poinformować nas w razie potrzeby o konieczności interwencji.
Na podstawie wypowiedzi lekarzy o pacjentach dotkniętych demencją, można stwierdzić, że zachowanie takich osób rzadko polega na bezcelowym włóczeniu się po mieście czy innych terenach. W ich głowie zazwyczaj tworzy się plan działania np. wspomnienie, na podstawie którego decydują się ruszyć przed siebie. To cenna wskazówka. Dlatego tak ważne jest, aby spróbować zrozumieć motywację wędrówki ukochanej osoby i podjąć niezbędne kroki, aby się nie zgubiła.
Przede wszystkim nie należy zwlekać. Liczy się każda chwila. Niezwłocznie podejmij następujące kroki:
Artykuł DKDetektyw dla fundacji Zaginieni