Karl Denke był niemieckim seryjnym mordercą i kanibalem, urodzonym w 1860 roku w Kalinowicach Górnych. Zmarł 22 grudnia 1924 roku w Ziębicach (do 1945 r miejscowość nosiła nazwę Münsterberg).
Uznawano, żeby był on opóźniony w rozwoju przez stopnie, które otrzymywał w szkole. Nie był łatwym w wychowaniu dzieckiem, sprawiał wiele kłopotów. W dorosłości toczyło się postępowanie o ubezwłasnowolnienie mężczyzny.
Rodzice przed śmiercią całe gospodarstwo, które posiadali przepisali starszemu bratu Karla – Adolfowi. Ten jednak, aby pomóc w nowym starcie mężczyzny, wypłacił mu sporą kwotę w ramach rekompensaty. Miał tylko jeden warunek – Karl nigdy więcej miał się u niego nie pojawić.
W oczach sąsiadów uchodził za pobożnego i zrównoważonego ewangelika, który pomagał biednym oraz bezdomnym ludziom, nazywany był „ojczulek Denke”. Wraz z zakończeniem I wojny światowej, z powodu inflacji, mężczyzna stracił oszczędności i musiał sprzedać dom, aby przeżyć zaczął zajmować się handlem obwoźnym. Sprzedawał plony z własnego ogrodu, skórzaną galanterię oraz okazjonalnie mięso.
Karl zwabiał do swojego domu osoby z „niższych sfer społecznych” tj. włóczęgów, prostytutki i żebraków. Następnie zabijał i przerabiał ich na mięso peklowane, którym handlował na targu we Wrocławiu.
Swoje ofiary bardzo często wyszukiwał na dworcu kolejowym. W grudniu 1924 roku jedna z potencjalnych ofiar (Vincenz Olivier - włóczęga) po ucieczce od Karla udał się na policję i oskarżył szanowanego wtedy mieszkańca o próbę morderstwa (Karl miał stać przed mężczyzną z motyką gotową do zadania ciosu). Tego samego dnia Karl został zatrzymany, natomiast wieczorem popełnił on samobójstwo w swojej celi wieszając się na pętli z zrobionej z chustki do nosa.
Podczas przeszukania domu kanibala, policja znalazła ludzkie kości, kilkaset zębów, kilkadziesiąt dowodów tożsamości, stosy zakrwawionych ubrań, sznurówki z włosów oraz rzemienie, które wytwarzał z ludzkiej skóry, a także na wpół obrany z mięsa męski tors wraz z narzędziami rzeźniczymi. W kuchni stały naczynia z peklowanym mięsem, a na ścianach wisiały wyroby galanteryjne – szelki wykonane z ludzkiej skóry oraz do połowy pusty słoik z ludzkim mięsem.
W mieszkaniu znaleziono również notatki kanibala. Znajdował się w nich spis od numeru 11 do 31, pomiary podane w centymetrach oraz kilogramach, tak jakby prowadził analizę swoich ofiar. Szacuje się, że zamordował ponad 40 osób, nie znamy jednak dokładnej liczby.
Sąsiedzi niejednokrotnie słyszeli z domu Denke odgłosy piłowania. Myśleli jednak, że w tym ciężkim czasie – kryzysie i biedzie – zabijał on lokalne psy i przerabiał je na mięso na sprzedaż. Nikt jednak nie spodziewał się morderstw, przerabiania na mięso ludzi. Branża spożywcza na tamten moment dość mocno ucierpiała (zwłaszcza wytwórnia konserw Seidla). Ludzie obawiali się kupować jakiekolwiek wędliny, a także pić wodę z beczkowozów. Obawiali się, że Denke zanieczyścił wodę miejscową zwłokami zakopanymi w jego ogrodzie.
Denke pochowano na lokalnym cmentarzu (pomimo protestów mieszkańców) 31 grudnia 1924 roku w prostej trumnie, w asyście uzbrojonych funkcjonariuszy policji. Obok jego grobu podstawiono strażników z obawy, iż mieszkańcy będą chcieli zbezcześcić ciało nieżyjącego Karla Denke.
W latach 20-tych XX wieku zatrzymano Eduarda Trautmanna – rzeźnika pracującego w fabryce konserw w Münsterberg. Był on podejrzany o dokonanie ponad dwudziestu morderstw, głównie przez dopasowanie osobowości mężczyzny do dokonanej zbrodni. W procesie poszlakowym Eduarda skazano na 12 lat więzienia za zabicie Emmy Sander, w której się podkochiwał. Po 11 latach mężczyzna wyszedł z więzienia za dobre sprawowanie. W momencie, gdy odnaleziono zapiski Karla, okazało się, że zabójcą jest ziębicki kanibal.
Autor: Magdalena Wychowska, wolontariuszka Fundacji Zaginieni
Zdjęcie: https://miejscawewroclawiu.pl/karl-denke-ziebicki-hanibal-lecter-cz-3-miejscawewroclawiu-pl/
Bibliografia: