Teresa Roszkowska to postać i artystka nietuzinkowa. Sposobem bycia oraz wyglądem wzbudza zainteresowanie. Jej dorobek artystyczny jest imponujący.
Pani Teresa urodziła się w Kijowie 23 listopada 1904 roku, miała korzenie Polsko-Rosyjsko-Szwajcarskie. W Kijowie spędziła dzieciństwo oraz okres nastoletni. Rodzina następnie przeniosła się do Warszawy, gdzie Teresa kontynuowała naukę rysunku. Studiowała w szkole sztuk pięknych pod opieką Tadeusza Pruszkowskiego, uczyła się również w Konserwatorium muzycznym. Przez kilka lat była zawodniczką Polonii Warszawa, gdzie grała w hazenie (to gra bardzo podobna do piłki ręcznej wywodząca się z Czech), ćwiczyła również lekkoatletykę. Angażowała się artystycznie w ugrupowaniu Pruszkowskiego, biorąc udział w wystawach w kraju i za granicą. Podróżowała po świecie, prezentując swoje prace, w Polsce również miewała wernisaże.
Były one dość niezwykłe i niecodzienne, zazwyczaj projektowała sama dla siebie (szyć jednak nie potrafiła). Proszona niejednokrotnie o stworzenie czegoś dla kogoś czy też na zlecenie innego projektanta odmawiała. Styl Roszkowskiej był odważny, artystka mówiła, iż jej image nie jest przemyślany i stworzony. Twierdziła, że nosi to, co czuje.
Jej uroda, jak na tamte czasy, była – jak sama pani Teresa – niebanalna i na pewno nie mieściła się w kanonach ówczesnego piękna. Zawsze mocno opalona z kokiem umieszczonym z boku głowy, nierzadko we włosach miała wetknięte ptasie pióra. Sposób, w jaki mówiła, był równie oryginalny i nie do podrobienia. Ojciec z pochodzenia Polak, matka Szwajcarka – oboje posługiwali się ojczystymi językami, a na dodatek mieszkali w Rosji. Artystka od dziecka posługiwała się trzema językami. A może lepiej, gdybyśmy powiedzieli mieszaniną tych języków, do których w późniejszym okresie dołączył również francuski.
Jak wspominała sama Roszkowska, znajomi, zamiast poprawiać ją i uczyć poprawnej wymowy, żartowali z niej i ją naśladowali. Pani Teresa z biegiem lat zaczęła rozwijać swoją pasję jako scenograf. Współpracowała z Warszawskimi teatrami min, Polski oraz Ateneum, tworzyła również dla łódzkiego teatru Nowy. W czasie drugiej wojny zajmowała się wystrojem wnętrz, w swoim domu organizowała spotkania ludzi teatru. Jej życie, chociaż ciekawe i barwne zakończyła śmierć, niespodziewana, tragiczna i niezwykle brutalna. Kilka obrazów mogło wyjść jeszcze spod tych kruchych, delikatnych dłoni. Kobieta wolna, niezależna taką Pani Teresa została do ostatnich dni swojego życia.
Piękny dom można by rzec willa, na saskiej kępie przy Obrońców 15 był azylem artystki. Wstęp mieli nieliczni, bardzo ograniczona grupa znajomych oraz osób pomagających w utrzymaniu domu, gosposia, ogrodnik.
Z pewnymi zwyczajami, określoną rutyną i swego rodzaju obawami. 1992 rok był pełen wydarzeń politycznych. Zarejestrowanie samoobrony, przyjęcie uchwały dotyczącej bezprawnego wprowadzenia stanu wojennego, powołanie Suchockiej i wiele innych ważnych wydarzeń dla naszego kraju. Ustrój się zmienił, ludzie się zmienili, Polska rzeczywistość zaczynała wyglądać nieco inaczej. Mieszkańcy ul. Obrońców doskonale się znali, była to ulica spokojna, a i ówczesne władze dbały o jej bezpieczeństwo. Na Saskiej Kępie znajdowało się kilka placówek dyplomatycznych. Osoby, które nie były mieszkańcami dzielnicy lub nie były znane policji czy nadwiślańskim jednostkom wojskowym, które patrolowały i pilnowały Saskiej Kępy, musiały się legitymować.
Kradzieże, morderstwa i rozboje były niemal na porządku dziennym. Jednak Saska Kępa zdawała się być wolna od przestępstw.
Teresa Roszkowska w październiku 1992 roku miała 88 lat. Przy Obrońców mieszkała od 70 lat, była znana sąsiadom i mieszkańcom dzielnicy, wyróżniała się.
Agnieszka Osiecka tak opisała swoją sąsiadkę „Filigranowa, smagła, aż prawie brązowa i dalekowschodnia, z owymi złocistymi kołami w uszach, z kokiem z ozdobną szpilką albo w aksamitnym berecie”. Pani Teresa zazwyczaj w październiku opuszczała Polskę, by udać się do Francji w odwiedziny do przyjaciółki w Nicei, jednak jesienią 1992 roku zdecydowała się pozostać w kraju. Nie najlepiej się czuła, miała zawroty głowy, pogorszył jej się słuch, wzrosło ciśnienie a do tego schudła, tuż przed śmiercią ważyła około 46 kg. Pani Teresa w środy zapraszała do siebie przyjaciół, była to stała grupa 5-6 osób. Jednak 21 października 1992 roku na spotkaniu pojawiły się dwie dodatkowe osoby, przyjaciel pani Teresy przyszedł z żoną oraz pani doktor, która od jakiegoś czasu zajmowała się artystką. Wszystko przebiegało tak jak zwykle, nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Nic niepokojącego nie zostało powiedziane.
23.10, w piątek, Pani Teresa rozmawiała z przyjaciółką przez telefon, wspomniała, że najprawdopodobniej zgubiła klucze od domu, zamek w drzwiach wymienił niezwłocznie przyjaciel. Panie umówiły się na poniedziałek tj. 26.10. 1992 roku. W sobotę Pani Teresa rozmawiała z przyjacielem, który to wymienił jej zamki, rozmowa miała miejsce przed północą i przebiegała w normalnym tonie.
Pan R. pojechał pod dom przyjaciółki, nawet próbował dostać się do środka. Miał klucze, jednak za nic zamek nie chciał ustąpić. Mężczyzna skontaktował się z panią Izabelą. Umówili się na 10:00 pod domem artystki. Zjawiła się również gosposia, która to u pani Teresy sprzątała od 20 lat. Wszyscy przybyli próbowali dostać się do środka za pomocą klucza, bez rezultatów. Padła decyzja o wybiciu szybki w drzwiach, drzwi były zamknięte od środka na zamek, zasuwkę i łańcuszek. Kolejne drzwi do domu również stawiały opór, również wybito w nich szybę, te jednak były zamknięte na zamek, w którym znajdował się klucz. Dom artystki jest/ był pokaźnych rozmiarów, przyjaciele rozeszli się po różnych jego częściach w poszukiwaniu właścicielki.
Na miejsce została wezwana policja. Żaden z sąsiadów nic nie widział i nie słyszał, mogło mieć to związek z faktem, iż u jednego z nich odbywała się huczna i głośna impreza. Mało tego, w noc, w którą doszło do zbrodni, okolice ulicy Obrońców spowiła gęsta mgła. Mordercy weszli do domu najprawdopodobniej drzwiami prowadzącymi do piwnicy na tyłach domu od podwórka. Jeden z zamków był całkowicie zniszczony, drugi zaś wyłamany. Aby wejść od strony ogrodu, trzeba było wiedzieć, iż istnieje tam wąska ścieżka, która przebiega pośród drzew i krzaków.
Na schodach znaleziono odcisk buta, niestety tylko jeden. Wiadomo, iż zabezpieczono przy drzwiach pudełko z odciskami linii papilarnych (zdaje się, że było to opakowanie po kremie). Pani Teresa ewidentnie była dręczona przez mordercę lub morderców. Miała liczne złamania, zasinienia oraz jej twarz pokrywała krew, przyczyną zgonu było złamanie kręgosłupa szyjnego. Napastnik wetknął w usta kobiety knebel, z takim impetem aż złamał kręgosłup.
Z domu zginęły drogocenne przedmioty oraz pieniądze. Kobieta pochodziła z zamożnej rodziny, jej matka przed zamążpójściem była damą dworu, na cesarskim dworze. Pani Teresa Roszkowska odziedziczyła po matce sporo biżuterii.
Dom Roszkowskiej był ponoć niezwykłym miejscem pełnym antyków i przedmiotów z poprzedniej epoki. Mimo iż z biegiem lat stracił swój dawny blask i wymagał pewnego nakładu pracy, miał swoją duszę. Jeden ze znajomych Pani Teresy wspominał korytarz domu, znajdowało się tam lustro, zniszczone podczas wojny, na jego tafli było pęknięcie, w które artystka wtykała pióra znalezione na spacerze, jego zdaniem był to niezwykle ciekawa kompozycja.
Z wiekiem artystka zaczęła nieco izolować się od ludzi, jednocześnie zbliżając się do zwierząt. Bezpańskie koty i psy mogły liczyć na coś do jedzenia tak jak i ptaki mieszkające w jej ogrodzie.
Pani Izabela wiedziała również o testamencie, który sporządziła przyjaciółka. Z braku bliskich krewnych artystka wszystkie swoje dobra postanowiła przekazać różnym instytucjom, piękna przedwojenna willa została zapisana ośrodkowi szkolno-wychowawczemu dla dzieci niewidomych w Laskach, książki oraz obrazy miały trafić do muzeum Narodowego, biżuteria również miała trafić do muzeum, zaś antyczne meble do Zamku królewskiego.
Policja sądziła, iż była jedną z wielu starszych ofiar okradzionych na terenie Warszawy z początkiem lat 90, nie widzieli nic osobistego w tej zbrodni. Uważali, że mordercą nie był nikt znajomy, ale czy na pewno?
Pani Izabela przypomniała sobie, że w domu Roszkowskiej niedługo przed jej zbrodnią pojawiło się dwóch mężczyzn, przedstawili się jako elektrycy. Mieli naprawić, piec, chociaż pani Teresa nikogo nie wzywała. Czy usterka pieca i pojawienie się dwóch mężczyzn było zbiegiem okoliczności?
Pojawiła się również kobieta z muzeum, która pomogła Roszkowskiej katalogować cenne przedmioty, mało tego zaginęły klucze od domu artystki na dzień przed morderstwem… Jakby tych zbiegów okoliczności było mało, przedmioty, które zostały skradzione, nie zostały skatalogowane, policja nie miała ich zdjęć. Tu z pomocą przyszła pani Izabela, która to wskazała, czego brakuje i pomogła narysować skradzione rzeczy. Zatem co zginęło?
Jednym z najbardziej charakterystycznych przedmiotów, który zabrał lub zabrali mordercy była broszka w kształcie ważki wysadzana diamentami, oczy szmaragdowe, oprawa złota, złote monety, dziewiętnastowieczny srebrny rosyjski dzbanek do herbaty, mały dzbanuszek na śmietankę, przykrywka od cukiernicy, solniczka oraz kieliszek. Dwie srebrne patery w kształcie koszy, srebrne łyżki oraz łyżka wazowa, porcelana i wiele innych mniejszych przedmiotów, których to znajomi nie byli w stanie konkretnie wskazać. To, że obserwowano dom artystki wydaje się być oczywiste. Istotne jest to, czy włamywacze wiedzieli jakie dobra kryją się w willi?
Jeśli tak to wzięli niewiele… Porcelana, którą wskazano jako zaginioną, jest raczej trudnym przedmiotem do przeniesienia, bez porządnego spakowania. Kim byli sprawcy? Przypadkowymi osobami, czy może jednak znali ofiarę i wiedzieli o kosztownościach?
Antykwariaty, galerie, lombardy nigdy nie zgłosiły, aby ktoś próbował sprzedać dobra Roszkowskiej.
Zaskakująca jest brutalność, z jaką pozbawiono życia tę kruchą staruszkę, nie trzeba było tyle agresji, aby ją obezwładnić. Od morderstwa Teresy Roszkowskiej za chwilę minie 32 lat, morderstwo tej wyjątkowej kobiety, osoby przedawni się za 8 lat. Czy ta sprawa nie została rozwiązana ze względu na brak krewnych, a co za tym idzie brak nacisku na śledczych, czy faktycznie poza liniami papilarnymi i odciskiem podeszwy policja nie miała nic?
„Mam nadzieję, że Teresa Roszkowska popatrzyła w twarz swojego oprawcy z pogardą. To znaczy: wszystko mi jedno, czy była to jego kaprawa twarz, maska czy skarpeta... W każdym razie, kiedy zadano trzeci cios, spojrzała pożegnalnie w złociste oczy swoich kotów, a potem, mimochodem, już w półśnie, już odpływając, dostrzegła spanikowany pysk mordercy i gdzieś na dnie ogłuszającej czerwieni usłyszała starą melodię, gdzieś stamtąd, z jej stron, spod Kijowa” – Agnieszka Osiecka.
Źródła:
Autorka: Marcelina Biała, wolontariuszka Fundacji Zaginieni