Kraków, Stary Bieżanów. Słoneczne, ciepłe popołudnie 28 maja 2003 roku. Przypadkowy przechodzień spacerujący leśnym fragmentem ulicy Kokotowskiej zauważa coś leżącego w przydrożnym rowie, przy wydeptanej ścieżce. Zaniepokojony podchodzi bliżej i dostrzega zmasakrowane zwłoki młodej kobiety. Wezwany zespół policyjnych śledczych na podstawie obrażeń od razu stwierdza, że prawdopodobnie wchodzi w grę zabójstwo z motywów seksualnych – kobieta jest częściowo obnażona, została zgwałcona, ma połamane żebra, nos, czaszkę i żuchwę. Ciało zostało jednak porzucone w widocznym miejscu. W głowie śledczych zapala się czerwona lampka – to, co widzą, w jakimś stopniu przypomina im modus operandi seryjnych sprawców zabójstw.
Czarnochowice k. Krakowa, późny wieczór, 27 maja 2003 roku. Rodzice Katarzyny Gądek niepokoją się, ponieważ córka długo nie wraca do domu. 18-letnia Kasia jest uczennicą szkoły zawodowej, marzy o zostaniu fryzjerką i odbywa praktyki w salonie w Wieliczce. Miała wrócić autobusem, który na pętli był około godziny 22. Od domu dzieli ją przejście przez pola i lasek – tędy zawsze wracała do domu, jak każdy z jej okolicy. Jednak mijają kolejne minuty, a Kasia nie wraca. Jej telefon nie odpowiada.
W międzyczasie powiadomiona o sytuacji koleżanka Kasi, Magda, dostaje SMS-a: “Spuznilam sie na autobus. Bede pozniej” (sic!). Magdę niepokoi błąd ortograficzny w wiadomości, bo wie, że Kasia bardzo przykłada uwagę do pisowni – czuje, że wydarzyło się coś złego, a tej wiadomości wcale nie pisała Kasia.
Docierają do kierowcy MPK, z którym Kasia odbyła swoją ostatnią podróż. Kierowca najpierw stwierdza, że dziewczyna samotnie opuściła pojazd, jednak później zmienia zeznania. Za Kasią wysiadł z autobusu jakiś mężczyzna. Kierowca, zapytany o powód składania fałszywych zeznań, tłumaczy, że nie chciał się mieszać w sytuację.
Sprawdzenie bilingów telefonicznych doprowadza śledczych do kobiety, która około godziny 23 otrzymała telefon z numeru Kasi. Kobieta wyjaśnia, że z tego numeru dzwonił do niej jej narzeczony, Maciej K.. 24-letni mężczyzna wracał od niej do swojego domu, do Czarnochowic. Rozpytani sąsiedzi mówią, że para zachowywała się normalnie, a sam Maciej K. był sumienny i obowiązkowy. Od 6 lat pracował bowiem w masarni jako rzeźnik. Codziennie zabijał około 6-8 bydląt specjalnym pistoletem. Współpracownicy cenili go – uważali, że zna się na fachu.
Z relacji jego współpracowników wynika, że nawet nie drgnął, gdy usłyszał radiowy komunikat o poszukiwaniach zabójcy Kasi. Policja zatrzymuje go w trakcie pracy, po 24 godzinach od ujawnienia zwłok. Mężczyzna przyznał się. Tłumaczył, że był nietrzeźwy oraz potwierdził motyw seksualny zabójstwa. Mówi też, że Kasia była przypadkowym celem, nawet jej nie znał – po prostu spotkał ją na swojej drodze. Po gwałcie i zabójstwie wysłał SMS-a do jej koleżanki, żeby kupić sobie więcej czasu i opóźnić poszukiwania. Zadzwonił też do swojej dziewczyny, prawdopodobnie w celu zabezpieczenia sobie swego rodzaju alibi.
Jego zamiłowanie do wykonywanej profesji oraz popełniony czyn mogą świadczyć, że mógłby popełniać w przyszłości kolejne zbrodnie.
Maciejowi K. przedstawiono zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i otrzymał karę 25 lat pozbawienia wolności, co oznacza, że wyjdzie na wolność w 2028 roku lub już opuścił więzienie za dobre sprawowanie.
Źródła:
Dzięki uprzejmości Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie:
Autor: Karolina Seremet, wolontariuszka Fundacji Zaginieni
Zdjęcie: unsplash.com