KRS: 0000870180

Rakowiska to mała miejscowość położona na północy województwa lubelskiego w gminie Biała Podlaska. Stanowiąca zaplecze sypialniane Białej Podlaski. Posiadająca blisko 1,5 tyś mieszkańców. To właśnie stąd pochodzi Zuzanna M. i Kamil N.

Zuzanna

Zuzanna M., w oczach nauczycieli była bardzo utalentowaną i zdolną dziewczyną. Wśród rówieśników uchodziła za miłą i koleżeńską. Matka wychowywała ją samotnie, jednak większość czasu spędzała z dziadkami, ze względu na studia matki.  Zamieszkały razem dopiero, gdy Zuzanna była w szóstej klasie szkoły podstawowej.  Jej pasją było pisanie wierszy, używała pseudonimu artystycznego – Maria Goniewicz.

Na 18 urodziny mama sprezentowała Zuzannie wydanie tomiku poezji z twórczością córki. Prowadziła dwa profile w mediach społecznościowym – na Facebooku i Instagramie, promujące jej poezję. Można tam znaleźć zdjęcia, jej twórczość, a także kadry ulubionych filmów. Fragmenty jej utworów poetyckich mówią między innymi, że dziewczyna może „wyjść do ludzi, bo na ludzi już nigdy nie wyjdzie” czy „że wszystko ma swój koniec, tylko ludzie są nieskończenie głupi”. Jej autorytetem świata poetyckiego był Witkacy. Startem w poetycki świat była dla niej ogromna strata – śmierć jej ojca, dlatego swój pierwszy wiersz zatytułowała „Tęsknoty”.

W Białej Podlaskiej bardzo dobrze znano ten pseudonim. Dziewczyna sama też miała o sobie nieskromne zdanie: „bezczelnie młoda, bezczelnie zdolna”. W maju 2014 roku Zuzanna M., wydaje swój tomik poezji zatytułowany „33”. Miała dziewczynę, z którą planowała wspólną przyszłość. Nagle dziewczyna zaczęła się drastycznie zmieniać. Zuzanna zaczęła palić marihuanę, stała się niemiła, wręcz chamska wobec kolegów z klasy.

W 2015 roku usłyszała wyrok 2 lat pozbawienia wolności za seks z osobą poniżej 15. roku życia i częstowanie marihuaną nieletnich.

Kamil

Kamil N., był zamkniętym w sobie, przeciętnym chłopakiem. Nie sprawiał kłopotów ani w szkole, ani w życiu. Jego zdaniem rodzice go nie rozumieli. Miał dziewczynę. Jego rodzice wśród sąsiadów cieszyli się dobrą opinią, mówiono o nich w samych superlatywach. Byli porządni, życzliwi, poukładani. Mieli stałą pracę, zadbany dom i ogród. Kamil był ich jedynym synem. Pokładali w nim duże nadzieje. Zamieszkiwali dom w Rakowiskach zaledwie od paru miesięcy.

Związek

Kamil i Zuzanna poznali się już w gimnazjum, oboje uczęszczali do katolickiego gimnazjum w Białej Podlaskiej. Oboje aktywnie uprawiali sport. Ona stała na bramce w piłce nożnej, on był koszykarzem. Niedługo potem ich drogi na pewien czas się rozeszły. Wybrali różne licea, lecz w trzeciej klasie ich drogi się ponownie zeszły, zaczęli razem spędzać czas. Od tego czasu chłopak zaczął się inaczej zachowywać, rozstał się z ówczesną dziewczyną, przestał się uczyć, wagarował. Zuzanna wywierała na nim coraz większy wpływ. W niedługim czasie zostali parą. Zmiany w zachowaniu Kamila nie uszły uwadze jego rodzicom, stał się arogancki. Bardzo szybko wykazali jawny sprzeciw przeciwko związkowi nastolatków. Obarczali winą Zuzannę za naganne zachowania syna, uważali, że go demoralizuje. Utrudniali i zabraniali mu kontaktu z dziewczyną, lecz on się do tego nie stosował.

Para lubiła spędzać czas na oglądaniu amerykańskich filmów tj. filmy Quentina Tarantino, Davida Lyncha, ale szczególnie spodobało się im "American Psycho" z Christianem Bale'em. Główny bohater – biznesmen – dla zabicia nudy i wyjścia poza rutynę codzienności brutalnie morduje prostytutki i włóczęgów. Mieli wtedy żartować sobie z tego, że mogliby w ten sposób pozbyć się problemu z rodzicami Kamila.

Zbrodnia

13 grudnia 2014 roku w godzinach porannych policja otrzymuje zgłoszenie od sąsiada rodziców Kamila, który w nocy miał słyszeć krzyki. Sąsiad Państwa N., zeznaje, że w momencie, gdy je usłyszał nie był do końca przekonany czy to wydarzyło się na jawie czy we śnie, jednak po przebudzeniu o świcie zauważa uchylone drzwi do domu rodziny N., oraz brunatne plamy. Jego pierwszą myślą było to, że doszło do włamania. Szybko jednak na jaw wychodzi jak bardzo się mylił.

W niedługim czasie na miejscu zdarzenia zjawia się policja.  Zauważają wyraźnie ślady krwi na elewacji i drzwiach wejściowych. Tuż obok nich ujawniają pierwsze ciało – 42-letniej Agnieszki N., – nauczycielki i tłumacza przysięgłego. Drugie ciało zostaje ujawnione w sypialni, jest to 48-letni Jerzy N., – pułkownik Straży Granicznej.  Uwagę śledczych przykuwają ślady na rękach, pochodzące od cięcia tępym nożem. Brunatne plamy znajdowały się praktycznie wszędzie – na podłodze, firankach, ścianach i w ogrodzie.

Jeden ze śledczych wyznaje w wywiadzie, że odkąd pracuje nigdy nie widział niczego podobnego w ciągu swojej 30-letniej kariery. „Dom spłynął we krwi. Sceneria gorsza niż w horrorach gore” – powiedział.

Już na pierwszy rzut oka widać było, że morderstwo było wyjątkowo brutalne. Oględziny miejsca i zabezpieczenia śladów przez prokuratora razem z funkcjonariuszami Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie trwają ponad 12 godzin.

„Nie spotkałam się z taką sprawą do tej pory w mojej pracy” – przyznała dziennikarzom Beata Syk-Jankowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Dodaje także, że do popełnienia tej zbrodni wykorzystano trzy noże, którymi zadano kilkanaście ciosów oraz że denatów zaatakowano podczas snu. Dla matki Kamila śmiertelną raną było przecięcie tętnicy ramiennej, dla ojca zaś liczne obrażenia brzucha, co poskutkowało krwotokiem wewnętrznym.

Reakcja

Już chwilę po ujawnieniu zwłok rodziców Kamila w Rakowiskach zawrzało od plotek. Wiele osób uważało, że to właśnie Kamil ze swoją dziewczyną mogliby dopuścić się tej okropnej zbrodni. Dość powszechną informacją było to, że jego rodzice stali im na przeszkodzie, nie akceptując ich związku, jednocześnie wiele osób samodzielnie zauważyło jaki Zuzanna ma wpływ na ich syna. Wiadomym było, że już kilka rodzin miało z nią styczność, i to dziewczyna sprowadziła ogromne problemy. To były rodziny majętne – ocenił jeden z sąsiadów.

Policja wszczęła poszukiwanie syna zamordowanych, jednak nie zastając go w domu babci, postanawiają namierzyć sygnał jego telefonu. Wtedy właśnie skierowali swoje podejrzenia ku chłopakowi i jego dziewczynie. Miejsce ich pobytu zostaje szybko ustalone. Para zostaje zatrzymana w Krakowie. Dwoje 18-latków zostaje przewiezionych do Białej Podlaskiej. Przyznają się do makabrycznej zbrodni już na pierwszym przesłuchaniu. Zostają poddani badaniu krwi, z którego wynika, że w dniu dokonania morderstwa mogli zażywać marihuanę, lecz nie byli pod wpływem alkoholu, ani amfetaminy.

Kraków

Wróćmy do tego jak owa para znajduje się w Krakowie.

Już dzień po dokonaniu zbrodni Zuzanna M., pisze na swoim profilu w mediach społecznościowych o tym, że można się z nią umówić w sprawie odbioru jej tomiku poezji w Krakowie, dlatego że datę w której dokonali podwójnego morderstwa wybrali nie przypadkowo. Doskonale wiedzieli, że dnia następnego mieli być w Krakowie, gdzie dziewczyna miała mieć swój wieczór autorski. Planowali utrzymywać, że w momencie zabójstwa byli w Krakowie, dokąd zabrać ich miała poznana na festiwalu w Gdyni para studentów – 19-letni Marcin S., oraz 19-letnia Linda M. Dziewczyna obiecała im za ten kurs i milczenie, aż 10 tysięcy złotych. W czasie drogi, dokładniej 50 kilometrów od Krakowa dziewczyna poprosiła kierowcę, by ten zawrócił i zatrzymał się z dala od domu Kamila. Tłumaczyła to tym, że zapomniała laptopa, na którym posiadała zapisane wiersze i który jest jej niezbędny do uczestnictwa w wieczorku autorskim. Godzinę później wrócili do samochodu i pojechali do Krakowa.

Proces

W czerwcu 2015 roku Prokuratura Okręgowa w Lublinie skierowała do Sądu Okręgowego w Lublinie akt oskarżenia przeciwko Zuzannie M., Kamilowi N., a także kilku osobom, które im pomagały – para studentów.

Proces młodych ruszył w sierpniu 2015 roku. W czasie rozprawy zostały odkryte wszystkie szczegóły tej sprawy. Wychodzi na to, że 18-latkowie szczegółowo zaplanowali zabójstwo rodziców Kamila. Mieli przygotowane ubrania na zmianę, wcześniej zakupili lateksowe rękawiczki, zapewnili sobie alibi. Ich plan miał okazać się ich nowym początkiem. Kamil miał odziedziczyć nieruchomość, którą następnie planowali sprzedać, aby wieść spokojne życie.

Zeznania Zuzanny

Dziewczyna podczas przyznania się do winy nie wykazała skruchy, beznamiętnie opowiadała o tym  co się stało i jak do tego doszło.  Zaczęła od tego, że w dniu morderstwa Kamil zadzwonił do Mariusza S., i umówił się z nim na późniejszy przejazd. Później skierowali się pociągiem w stronę Warszawy, aby zrobić zakupy potrzebne im do wykonania zamierzonego zadania. Szukali płaszczy z foli, kupili lateksowe rękawiczki. Chwilę później wrócili na dworzec centralny w Warszawie, gdzie miała przyjechać para studentów.

Przygotowania

Zuzanna wspomniała o tym, że około północy, gdy przyjechali do Rakowisk wraz z parą studentów, pod pretekstem wzięcia laptopa, przebrali się w krzakach w inne ubrania. Do domu jako pierwszy wszedł Kamil, ściągnął buty, by zmniejszyć ryzyko tego, że zostanie złapany. Wypuścił psa do ogrodu, po czym skierowali się do sypialni jego rodziców, po drodze Kamil niechcący zapalił światło. Stanęli naprzeciwko siebie i odliczyli do trzech, następnie zaatakowali.

Przebieg zbrodni

Rodzice Kamila otrzymali wiele ciosów nożem, jednak nie były one śmiertelne. Ojciec chłopaka pod wpływem adrenaliny starał się wyrwać dziewczynie nóż, ta niewiele myśląc postanowiła ugryźć go w rękę. Wtedy chłopak pomagając wyjść z opresji Zuzannie zadał ojcu cios w plecy.

Wytworzone zamieszanie próbowała wykorzystać matka 18-latka wybiegając na resztkach sił z budynku. Syn jednak szybko ją dogonił, po czym dwukrotnie podciął jej gardło. Zuzanna wraz z Kamilem wciągnęli ciało zamordowanej kobiety z powrotem do środka. Para szybko zdała sobie sprawę, że przez ugryzienie jakie Zuzanna zostawiła na ręku ojca Kamila, mogą zostać szybko znalezieni. Postanowili odciąć rękę. Na ich nieszczęście noże jakie mieli „pod ręką” były zbyt tępe. Kamil w miejsce ugryzienia wylał cały flakon perfum, zostawiając na butelce krwawy odcisk palca. Mieli nadzieję, że to wystarczy, by zatrzeć ślad genetyczny.

Po wszystkim pamiętali o tym by utrzymać pozory, więc zabrali laptopa i wrócili do samochodu pary studentów. Nie zauważyli natomiast tego, że w holu Kamil zostawił swoją zakrwawioną skarpetkę. Zuzanna, biegnąc z Kamilem w stronę auta studentów, zadzwoniła do Mariusza S., aby odpalił auto. Pojechali w kierunku Krakowa, po drodze zatrzymując się u znajomej, której od początku wizyty mieli wmawiać, że zostali napadnięci. Według późniejszej relacji ich znajomej, miało to miejsce około 9-10 rano. Weszli do jej mieszkania cali brudni i bez butów, co dziewczynie wydało się mocno podejrzane. Wkrótce potem otrzymała wiadomość o tym, że rodzice Kamila nie żyją, na tę wieść miała wybuchnąć płaczem jednak szybko się opanowała i poprosiła znajomego o wezwanie policji. Do tego czasu starała się zachować spokój.

Dziewczyna zaznaczyła, że podczas zadawania ciosów była wręcz zadowolona z siebie i podniecona wykonaną robotą. W czasie opowiadania zajścia była arogancka, niczym aktorka patrzyła wprost w obiektyw kamery. Jej zeznania idealnie pokrywały się z zeznaniami pozostałych świadków oraz zebranym materiałem dowodowym.

Zeznania Marcina

Dwa dni później, w czasie przesłuchania Marcina S., na jaw wyszło, że w czasie drogi z Rakowisk do Krakowa para studentów dowiedziała się o tym co zaszło podczas pobytu Kamila i Zuzanny w domu chłopaka.

Lidia M. wspominała w czasie postoju swojemu chłopakowi – Marcinowi, że ma bardzo złe przeczucia co do podwożonej dwójki, jednak ten miał kłopoty finansowe, więc mimo wszystko postanowił na nich czekać. Zuzanna pochwaliła się przed Marcinem, że niedługo wyda kolejny tomik poezji, za który ma otrzymać 120 tysięcy złotych, dlatego ten uznał, że dziewczyna jest majętna. Wpływ na to zapewne miał też fakt, że Zuzanna zaproponowała mu 10 tysięcy złotych za transport na wieczór poetycki.  Dziewczyna miała tłumaczyć swój i Kamila długi pobyt w domu tym, że pokłócili się z jego rodzicami. Trasę do Krakowa spędzili w milczeniu, w akompaniamencie muzyki.

Nad ranem zrobili postój, by rozprostować się po przejechanym długim odcinku. W tym czasie Kamil i Lidka spali, więc tylko Marcin z Zuzanną opuścili pojazd, wyszli na leśny parking. Wtedy 18-latka miała wyznać Marcinowi co się stało, po tym jak zaczął dopytywać, do czego doszło w Rakowiskach. Po tym co usłyszał zażądał od dziewczyny większej kwoty, mianowicie 100 tysięcy złotych, w zamian za milczenie. Chwilę później wrócili do samochodu, a następnie dotarli do Krakowa, gdzie zatrzymali się pod blokiem jej koleżanki. Zuzanna przed wyjściem z samochodu poinformowała Marcina, żeby był „pod” telefonem oraz kazała mu wyrzucić gdzieś plecak, w którym ukryli zakrwawione noże, rękawiczki oraz elementy ubioru.

Zeznania dziewczyny z Krakowa

Dziewczyna, u której zatrzymali się w okolicy Krakowa zeznała przed sądem, że Kamil z Zuzanną na wejściu opowiedzieli jej o tym, że ktoś ich napadł na dworcu. Planowali się doprowadzić do porządku w jej mieszkaniu i przeczekać do wieczorku autorskiego Zuzanny.

Uwagę dziewczyny miało przykuć dziwne zachowanie Zuzanny, która zaczęła myć swoje buty, a także dziwny fakt, że Kamil nie posiadał na nogach skarpetek, mimo że był grudzień. Kolejną bardzo podejrzaną rzeczą, było to, że buty Kamila zniknęły zaraz po tym, gdy ten wziął prysznic. Dziewczyna zapewniała, że w tym czasie Zuzia opuściła jej lokum na kilka minut. Ubrania pary były brudne od śladów brunatnej substancji, nie przesiąknięte, a jedynie poplamione. Po pewnym czasie dziewczyna dostała wiadomość od swojego znajomego, zawierała ona link. Po wejściu w niego dowiedziała się, że rodzice Kamila nie żyją, po tej wiadomości poprosiła kolegę by ten zadzwonił na Policję lub po służby mundurowe. Niedługo później zjawili się w jej lokum policjanci, po cywilnemu, lecz w kominiarkach na głowie i krzyczeli „Policja, na ziemię!”. Mordercza para została zatrzymana.

Zeznania Kamila

W czasie składania zeznań przed prokuraturą, dopiero po kilku miesiącach od zbrodni, Kamil N. był wręcz zagubiony, poruszony, trzęsły mu się ręce. Mówił, że bardzo żałuje tego co zrobił. Natomiast Zuzanna zakrywała twarz rękoma, jakoby miała wybuchnąć płaczem, często poprawiała włosy.  

Finał sprawy

Nastolatków objęto obserwacją psychiatryczną. Trwała ona kilka tygodni, w przypadku Kamila osiem. Finalnie oboje uznani zostali za poczytalnych i świadomych swoich czynów.

Wszystko zostało szczegółowo odtworzone w wizji lokalnej.

W momencie wykonywania sekcji zwłok lekarze sądowi zamieścili w swoich adnotacjach, także mimikę twarzy zamordowanych. Zmieszanie, niedowierzanie, szok i przerażenie, to ostatnie emocje jakie okazali rodzice Kamila.

Skrucha i refleksja pojawiły się dopiero na sali sądowej. Miłość została wyparta przez realizm i walkę o przetrwanie. Adwokaci młodych wraz z samymi oskarżonymi na sali sądowej zaczęli wzajemnie zrzucać winę na siebie.

Obrońca Zuzanny M. zapewniał, że dziewczyna była do tego stopnia zakochana w Kamilu, że zrobiłaby dla niego wszystko, tak się miało stać feralnego dnia, że pod wpływem Kamila i ogromnej miłości do niego, dziewczyna zgodziła się na ten radykalny krok.

Natomiast adwokat Kamila trzymał się wersji, że to właśnie pod wpływem dziewczyny Kamil stał się mordercą, gdyż przed jej pojawieniem się w ich życiu panował ład i porządek.

Ostatecznie dla sądu nie miało to żadnego znaczenia, nikt nie był bardziej czy mniej winni. Oboje szli tam z świadomym zamiarem, oboje zadawali ciosy, ostatecznie oboje zabili. 4 grudnia 2015 roku para usłyszała wyrok, każde otrzymało 25 lat więzienia, mimo że prokuratura domagała się dożywocia. W 2017 roku została oddalona kasacja Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry, który domagał się dla obojga kary dożywocia.

Podczas jednej z pierwszych rozpraw, znajomi z klasy Kamila, mówili, że toksyczność tego związku widział chyba każdy, od kolegów szkolnych, po nauczycieli, kończąc na rodzicach. Stał się zupełnie inną osobą. Odciął się także od innych ludzi, spędzał czas wyłącznie ze swoją dziewczyną. Niektórzy twierdzili, że Kamil stał się wręcz jej kopią. Za to ona manipulowała nim jak tylko chciała, jak każdym kto mógł jej przynieść korzyści.  

Marcin i Lidia

Tuż po zapadnięciu wyroku pary morderców, została wszczęta sprawa przeciwko dwójce studentów, którzy pomogli im się dostać do Rakowisk, a następnie do Krakowa. Kierowca samochodu oraz jego dziewczyna oskarżeni zostali o tzw. poplecznictwo, czyli utrudnianie postępowania karnego, pomaganie sprawcom zabójstwa uniknięcia odpowiedzialności karnej i zacieranie śladów. Marcin S., i Lidia nie przyznali się do zarzucanych im czynów, choć wraz z partnerką potwierdzili, że podróżowali do Krakowa z Kamilem N., i Zuzanną M. Zebrany materiał dowodowy nie był wystarczający by skazać studentów. Mimo, iż prawo ustanawia karę pozbawienia wolności do lat 5 za poplecznictwo, sąd skazał ich na karę więzienia w zawieszeniu.

Pokłosie

Prokuratura na prośbę babci Kamila skierowała wniosek do sądu o uznanie Kamila niegodnego do dziedziczenia po swoich rodzicach. Zgodnie z prawem spadkobierca może być uznany przez sąd za niegodnego dziedziczenia, jeżeli dopuścił się umyślnie ciężkiego przestępstwa przeciwko spadkodawcy.

Już latem 2016 roku, dom, w którym doszło do owych wydarzeń, wystawiono na sprzedaż. Piękny budynek, lub jak to niektórzy nawet nazywali willa, posiadająca aż 186 metrów kwadratowych nie cieszyła się zbyt wielkim zainteresowaniem, mimo że ogłoszeniodawca ani przez moment nie wspominał o wydarzeniach, które miały tam miejsce. Cena ulegała stopniowemu zmniejszaniu, jednak to długi czas nie poprawiało zainteresowania. Po pewnym czasie znalazł się kupiec i jeśli wierzyć informacją z mediów – dom jest zamieszkany po dziś dzień.

– Wcześniej w Rakowiskach takie rzeczy nie miały miejsca. Jak wyszło na jaw, że to syn i jego dziewczyna zabili, byliśmy w szoku. Nie mogliśmy zrozumieć, jak syn mógł zabić własnych rodziców – przyznaje miejscowy. Śledztwo potwierdziło wcześniejsze domysły.

– Znam wartość swojej twórczości, więc nie przejmuję się opinią kilku jednostek, które nie rozumieją, "co autor miał na myśli". Podzielam tu zdanie Witkiewicza. Ja również "mam wstręt taki do hołoty umysłowej, że rzygam". (...) Wszystko [co napisałam-red.] powstało pod wpływem impulsu, a nie przymusu czy też, co gorsza, po prostu chęci zostania poetą, bo to teraz modne. Nie. Uważam wrażliwość za swoją największą wadę czy może nawet zgubę, dlatego staram się jej pozbyć, pisząc wiersze – mówiła w jednym z wywiadów.

Źródła:

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/morderstwo-w-rakowiskach-cieszyli-sie-z-wykonanej-roboty-ona-zalowala-tylko-plaszcza/vgpt1tc

https://kurierlubelski.pl/makabryczna-zbrodnia-w-rakowiskach-ojciec-i-matka-zgineli-z-rak-wlasnego-syna-i-jego-kolezanki-mieli-po-kilkanascie-ran-cietych/ar/c1-15237483

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-proces-mordercow-z-rakowisk-nie-wiedzialam-ze-tyle-godzin-by,nId,1871456#crp_state=1

https://tvn24.pl/raporty/morderstwo-malzenstwa-w-rakowiskach-rr930-2589601

https://www.youtube.com/watch?v=fPB3Pt1Qs2E

https://www.youtube.com/watch?v=56PEhr1E8mM&t=1207s

Autorka: Angelika Więcław, wolontariuszka Fundacji Zaginieni

Zdjęcie: KMP Biała Podlaska [za:] https://lublin.wyborcza.pl/lublin/7,48724,17145172,zabojstwo-w-rakowiskach-zuzanna-m-i-kamil-n-w-celach-z-monitoringiem.html

8 grudnia 2005 roku w parku Jerzmanowskim na krakowskim Prokocimiu para przechodniów odnalazła kobiecy korpus, bez głowy, rąk i nóg. 2 miesiące później, 8 lutego 2006 roku, w okolicach ul. Tynieckiej przypadkowy przechodzień znalazł odciętą głowę. Z początku nie wiadomo było, kim jest ofiara, przez długi czas nie udało się ustalić jej personaliów. Anonimowe zgłoszenie i poszlakowy proces doprowadziły w końcu do skazania za zabójstwo Zbigniewa N., mężczyzny w kryzysie bezdomności z krakowskiej „berzy”. Po czasie jednak wyszły na jaw nowe fakty, które poddają pod wątpliwość sukces policji – czy w celi rzeczywiście siedzi prawdziwy morderca?

Kraków pogrążony w panice

Po odnalezieniu zwłok w Krakowie zapanowała psychoza. Kobiety bały się wychodzić z domów, a plotki o seryjnym mordercy ćwiartującym kobiece ciała przybierały najróżniejsze kształty. Atmosfera nieco uspokoiła się po informacji, że zarówno korpus, jak i głowa, należą do tej samej osoby. Nie udało się jednak ustalić jej personaliów – DNA nie pasowało do żadnego profilu posiadanego w bazie, a utworzony hipotetyczny wizerunek nie został przez nikogo rozpoznany. W identyfikacji nie pomogły również znaki szczególne widoczne na korpusie - blizna po operacji i ślady po przypalaniu. Z informacji, do jakich dotarła krakowska policja, wynikało, że ofiara mogła być pracownicą seksualną lub osobą w kryzysie bezdomności pochodzącą z tzw. „berzy” - tak nazywano w półświatku okolice dworca PKP Kraków Główny (Pawia, Planty, Kleparz, Długa).

5 lat później...

...po dwóch tysiącach przepytanych kobiet, kilku tysiącach telefonów odebranych przez policjantów – w końcu pojawił się trop. Na policję zadzwoniła anonimowa osoba twierdząc, że wie, kto jest sprawcą z 2005 roku i że bardzo boi się tej osoby. Wskazała Zbigniewa N.

Kim był wskazany Zbigniew N.? 49-letni gangster mieszkający w Szreniawie (wieś obok Miechowa). Początkowo majętny, z dużym domem. Z zawodu tynkarz. Rozwiedziony. Wielokrotnie już karany. Podczas gdy policja potwierdzała informacje od anonimowego informatora, odbywał karę za inne przestępstwo. Od pewnego czasu Zbigniewowi N. szło fatalnie pod względem finansowym, w wyniku czego zaczął przebywać z osobami w kryzysie bezdomności na „berzy”. Wyłudzał pieniądze od ludzi, banków; wymuszał haracze od pracownic seksualnych, w razie sprzeciwu groził nożem. Zaczęto mówić na niego „Szeryf”. Na „berzy” wszyscy wiedzieli o tym, że Zbigniew N. był sprawcą zabójstwa, jednak policjantom ciężko było potwierdzić plotki i uzyskać zeznania – wszyscy bali się zemsty „Szeryfa”.

Śledczym udało się w końcu uzyskać zeznania od świadków, jednak były one chaotyczne, niespójne, często przy kolejnych przesłuchaniach padały inne wersje wydarzeń. Nikt jednak nie chciał udzielić informacji, kim jest ofiara. Nie pomogły badania DNA, badanie uzębienia, przebytych chorób i operacji.  Świadkowie (w tym przyjaciółka ofiary, Bogumiła O.) milczeli, a jedyne co udało ustalić się śledczym był pseudonim kobiety - „Krakowianka” oraz prawdopodobne imię – Agnieszka.

Poszlakowe śledztwo doprowadziło do postawienia aktu oskarżenia 7 osobom. W toku śledztwa ustalono prawdopodobny przebieg zbrodni – Zbigniew N. wraz z Jerzym J. oraz Grzegorzem D. spotkali „Krakowiankę” (wtedy „dziewczynę” Zbigniewa N.) przy krakowskim Dworcu Głównym i wraz z nią udali się na bocznicę, gdzie odbyła się libacja alkoholowa. Doszło do kłótni między Zbigniewem N. a „Krakowianką”, kobieta otrzymała cios nożem w klatkę piersiową, prosto w serce.

Następnie ciało zostało przewiezione do altanki przy ul. Kapelanka, gdzie poćwiartował je Grzegorz D., były pracownik masarni. Części ciała zostały rozwiezione w różne części Krakowa, rąk i nóg do dzisiaj nie odnaleziono.

Proces i wyrok

19 lipca 2012 roku, wraz ze Zbigniewem N. (skazanym na karę 25 lat więzienia), Grzegorzem D. i Jerzym J. (skazanymi na kary po 5 lat więzienia), przed sądem stanęli również Marcin J. (w toku śledztwa okazało się, że był naocznym świadkiem zabójstwa – otrzymał karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata), Bogumiła O. i Maria K. (skazane za składanie fałszywych zeznań) oraz Krystyna J., która została ostatecznie uniewinniona.

Ustalenie tożsamości ofiary

Rok po ogłoszeniu wyroku, policja poznała personalia ofiary, którą okazała się Zofia W. Kobieta mieszkała z konkubentem (który nigdy nie został przesłuchany) w bloku przy ul. Okólnej, niedaleko parku Jerzmanowskich. Zofia W. nadużywała alkoholu i jakiś czas przed znalezieniem jej zwłok jakby rozpłynęła się w powietrzu. W świetle nowych faktów policjanci z Wydziału Dochodzeniowo- Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie wystąpili o weryfikację dotychczasowych ustaleń, jednak prokurator Piotr Stryszewski nie wyraził zgody na postępowanie. Zarówno sędzia, który wydał wyrok, jak i obrońca skazanego Zbigniewa N. nie zostali poinformowani o identyfikacji ofiary.

Czy skazano właściwe osoby?

Jest kilka kwestii, które podają w wątpliwość, czy Zbigniew N. naprawdę jest sprawcą tego zabójstwa. Po pierwsze - sam Zbigniew N. twierdzi, że policjanci zastraszali osoby w kryzysie bezdomności, które nawet nie czytały podpisywanych przez siebie zeznań. Wielu z tych ludzi miało już na koncie wyroki w zawieszeniu i mogli się obawiać kary.

Kolejną ciekawą kwestią, która nie miała odzwierciedlenia w aktach, jest ustalenie personaliów anonimowej osoby, dzięki której znaleziono sprawcę – okazało się, że jest nią była żona Zbigniewa (ustalenia ekspertów z Instytutu Ekspertyz Sądowych). Kobieta później wielokrotnie zmieniała zeznania, mówiąc, że nie pamięta tego telefonu, bo zażywa leki psychotropowe, oraz że nie wie, kto zabił. Zbigniew twierdził, że żona zatelefonowała na policję z zazdrości o kochanki. Później, gdy opadły jej emocje, przyjęła go z powrotem do domu.

Trzecią niejasnością tej sprawy są zeznania Grzegorza D., na których opierał się w dużej mierze proces – sam Grzegorz D. został jednak skazany również za składanie fałszywych zeznań. Nie umiał wskazać, gdzie zakopał kończyny ofiary, a początkowo twierdził, że do zabójstwa doszło na plantach, w miejscu, gdzie o każdej porze są przechodnie.

Pozostaje także kwestia braku możliwości oględzin altany, w której zostały poćwiartowane zwłoki – podczas procesu altana przy ul. Kapelanka była już wyburzona, a na jej miejscu deweloper stawiał blok. Z ul. Kapelanka do parku Jerzmanowskich jest 7 km, co również każe postawić pytanie – jak mężczyzna przewiózł korpus przez tyle kilometrów pozostając niezauważonym, posiadając podobno tylko wózek na kółkach?

Podobna sprawa oraz możliwa teoria

Należy tutaj również wspomnieć o innej sprawie – 8 lutego 2009 roku w okolicy ul. Półłanki i ul. Nad Drwiną, niedaleko placu Rybitwy, znaleziono odcięte ludzkie nogi. Obok ciała leżały fragmenty ubrania i dowód osobisty. Ofiarą była 74-letnia, chorująca na Alzheimera Zofia Piątkowska, która ostatni raz była widziana w listopadzie 2008 roku na przystanku autobusowym przy ul. Opolskiej.

W tym miejscu pojawia się teoria o seryjnym mordercy – obie kobiety nosiły to samo imię, zamordowane zostały w podobnym okresie, a ich rozczłonkowane zwłoki zostały rozrzucone w miejscach ustronnych. Obok parku Jerzmanowskich płynie ta sama rzeka, co przy ul. Nad Drwiną, a odległość między tymi miejscami to niecałe 4 km. W obu przypadkach zwłoki zostały porzucone przy ścieżkach, tak, by były widoczne, ale jednocześnie lekko na uboczu.

W obliczu wielu niejasności w 2019 roku sprawą zajął się Departament Postępowania Sądowego, który miał zbadać możliwość wniesienia nadzwyczajnych środków zaskarżenia wyroku. Na chwilę obecną w tej sprawie nie pojawiły się żadne nowe ustalenia.

Źródła:

1. https://www.se.pl/krakow/brutalne-zabojstwo-kobiety-cialo-bez-glowy-i-konczyn-niewinny-czlowiek-w-wiezieniu-aa-d1xK-u8DY-13Lw.html
2. https://wiadomosci.onet.pl/na-tropie/ten-makabryczny-mord-wstrzasnal-krakowem/1s4pn
3. https://dziennikpolski24.pl/tajemnicze-zbrodnie-z-archiwum-x/ar/2957830
4. https://krakow.naszemiasto.pl/wraca-sprawa-pocwiartowanych-zwlok-z-parku-jerzmanowskich/ar/c1-1102205
5. https://www.radiokrakow.pl/aktualnosci/krakow/dziennikarskie-sledztwo-ws-morderstwa-sprzed-lat-zmieni-tok-sprawy-rozmowa
6. https://gazetakrakowska.pl/wyrok-za-makabryczne-morderstwo-nie-wiadomo-kim-byla-ofiara/ar/621871
7. https://detektywonline.pl/w-parku-jerzmanowskich-znaleziono-korpus-kobiety/
8. https://www.youtube.com/watch?v=MyBnDxEUoqE
9. https://www.radiokrakow.pl/aktualnosci/krakow/zakonczyl-sie-proces-ws-wstrzasajacego-zabojstwa
10. https://gazetakrakowska.pl/zabil-ja-szeryf-z-berzy/ar/314288
11. https://www.magazyndetektyw.pl/na-poczatku-sledztwa-policja-miala-tylko-niektore-czesci-zwlok-ofiary-o-nieznanej-tozsamosci/
12. https://interwencja.polsatnews.pl/reportaz/2011-02-10/odcial-rece-nogi-i-glowe_860404/
13. https://gazetakrakowska.pl/szeryf-z-berzy-pocwiartowal-swoja-kobiete/ar/456268
14. https://gazetakrakowska.pl/tajemnicze-morderstwo-w-krakowie-policja-ma-trop/ar/3537243
15. https://dziennikpolski24.pl/dzialal-chaotycznie-po-tym-jak-zabil-odrabal-jej-tulow-tepym-narzedziem/ar/4676370
16. https://gazetakrakowska.pl/morderca-stanal-na-drodze-pani-zofii-policjanci-szukaja-jej-ciala-do-dzisiaj/ar/3478581

Autorka: Karolina Seremet, wolontariuszka Fundacji Zaginieni

Zdjęcie: shutterstock.com

Kraków, Stary Bieżanów. Słoneczne, ciepłe popołudnie 28 maja 2003 roku. Przypadkowy przechodzień spacerujący leśnym fragmentem ulicy Kokotowskiej zauważa coś leżącego w przydrożnym rowie, przy wydeptanej ścieżce. Zaniepokojony podchodzi bliżej i dostrzega zmasakrowane zwłoki młodej kobiety. Wezwany zespół policyjnych śledczych na podstawie obrażeń od razu stwierdza, że prawdopodobnie wchodzi w grę zabójstwo z motywów seksualnych – kobieta jest częściowo obnażona, została zgwałcona, ma połamane żebra, nos, czaszkę i żuchwę. Ciało zostało jednak porzucone w widocznym miejscu. W głowie śledczych zapala się czerwona lampka – to, co widzą, w jakimś stopniu przypomina im modus operandi seryjnych sprawców zabójstw.

Czarnochowice k. Krakowa, późny wieczór, 27 maja 2003 roku. Rodzice Katarzyny Gądek niepokoją się, ponieważ córka długo nie wraca do domu. 18-letnia Kasia jest uczennicą szkoły zawodowej, marzy o zostaniu fryzjerką i odbywa praktyki w salonie w Wieliczce. Miała wrócić autobusem, który na pętli był około godziny 22. Od domu dzieli ją przejście przez pola i lasek – tędy zawsze wracała do domu, jak każdy z jej okolicy. Jednak mijają kolejne minuty, a Kasia nie wraca. Jej telefon nie odpowiada.
W międzyczasie powiadomiona o sytuacji koleżanka Kasi, Magda, dostaje SMS-a: “Spuznilam sie na autobus. Bede pozniej” (sic!). Magdę niepokoi błąd ortograficzny w wiadomości, bo wie, że Kasia bardzo przykłada uwagę do pisowni – czuje, że wydarzyło się coś złego, a tej wiadomości wcale nie pisała Kasia.

Śledczy rozpoczynają dochodzenie, sprawdzając z początku możliwych świadków zdarzenia.

Docierają do kierowcy MPK, z którym Kasia odbyła swoją ostatnią podróż. Kierowca najpierw stwierdza, że dziewczyna samotnie opuściła pojazd, jednak później zmienia zeznania. Za Kasią wysiadł z autobusu jakiś mężczyzna. Kierowca, zapytany o powód składania fałszywych zeznań, tłumaczy, że nie chciał się mieszać w sytuację.

Sprawdzenie bilingów telefonicznych doprowadza śledczych do kobiety, która około godziny 23 otrzymała telefon z numeru Kasi. Kobieta wyjaśnia, że z tego numeru dzwonił do niej jej narzeczony, Maciej K.. 24-letni mężczyzna wracał od niej do swojego domu, do Czarnochowic. Rozpytani sąsiedzi mówią, że para zachowywała się normalnie, a sam Maciej K. był sumienny i obowiązkowy. Od 6 lat pracował bowiem w masarni jako rzeźnik. Codziennie zabijał około 6-8 bydląt specjalnym pistoletem. Współpracownicy cenili go – uważali, że zna się na fachu.

Dzień po zabójstwie Maciej pojawia się w pracy, jak gdyby nigdy nic.

Z relacji jego współpracowników wynika, że nawet nie drgnął, gdy usłyszał radiowy komunikat o poszukiwaniach zabójcy Kasi. Policja zatrzymuje go w trakcie pracy, po 24 godzinach od ujawnienia zwłok. Mężczyzna przyznał się. Tłumaczył, że był nietrzeźwy oraz potwierdził motyw seksualny zabójstwa. Mówi też, że Kasia była przypadkowym celem, nawet jej nie znał – po prostu spotkał ją na swojej drodze. Po gwałcie i zabójstwie wysłał SMS-a do jej koleżanki, żeby kupić sobie więcej czasu i opóźnić poszukiwania. Zadzwonił też do swojej dziewczyny, prawdopodobnie w celu zabezpieczenia sobie swego rodzaju alibi.

Według śledczych, sprawca ma skłonności do sadyzmu.

Jego zamiłowanie do wykonywanej profesji oraz popełniony czyn mogą świadczyć, że mógłby popełniać w przyszłości kolejne zbrodnie.

Maciejowi K. przedstawiono zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i otrzymał karę 25 lat pozbawienia wolności, co oznacza, że wyjdzie na wolność w 2028 roku lub już opuścił więzienie za dobre sprawowanie.

Źródła:

Dzięki uprzejmości Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie:

Autor: Karolina Seremet, wolontariuszka Fundacji Zaginieni

Zdjęcie: unsplash.com

18 lat… Tyle czasu pani Marianna szuka swojej córki. Jej koleżanki odchowały już dawno dzieci, inne spełniają się w roli babci, ona zaś całą swoją uwagę skupia na poznaniu prawdy.

Co się stało z Justyną Kanicką?

Jest 13 stycznia 2006 roku. Krótko po 19:00 Justyna żegna się z mamą i wychodzi. Nim 24-latka zamyka ostatni raz drzwi od domu przy ulicy Topolowej w Kamieniu Pomorskim, woła do mamy: „tylko nie patrz w okno”.

Pani Mariana miała w zwyczaju odprowadzać wzrokiem opuszczające dom dzieci. Tym razem postąpiła zgodnie z życzeniem córki, czego żałować będzie po dziś dzień.

Po latach, analizując całą sytuację, widzimy, że zachowanie Justyny było niecodzienne. W zgiełku dnia nie mamy jednak czasu na takie rozmyślania; refleksja przychodzi później.

Justyna Kanicka, rozmawiając feralnego wieczoru z mamą, powiedziała, że jedzie do szkoły

Młoda kobieta studiowała w Szczecinie. Zjazdy odbywały się w weekendy, a 13. wypadał w piątek. Poinformowała mamę, że zamierza zatrzymać się u koleżanki - nigdy wcześniej tego nie robiła, zawsze wracała na noc. Pani Marianna przyjęła do wiadomości informację od córki, mimo, że budziła pewne zdziwienie.

Justyna przed blokiem spotkała sąsiadkę - kobiety wymieniły kilka grzecznościowych zwrotów. Kanicka powiedziała, iż spieszy się na autobus do Szczecina, po czym się pożegnała. Sąsiadka była jednak zaskoczona - o tamtej porze żaden transport publiczny nie jechał już w tamtym kierunku.

Nikt od tego czasu nie miał kontaktu z Justyną, przez nikogo kobieta nie była już też więcej widziana. Była osobą spokojną, skrytą i życzliwą; wolny czas spędzała głównie w domu. Justyna otaczała się wąskim gronem znajomych, w znacznej mierze to kobiety - kuzynki i kilka koleżanek.

Młoda kobieta miała pewien kompleks, który wpływał na jej samoocenę

Prawa noga Justyny była nieznacznie krótsza. Wspominała bliskim, że chciałaby poddać się operacji. Wiedziały o tym koleżanki, jak i krewni, można zatem wnioskować, że była to dla Justyny istotna kwestia.

Od jakiegoś czasu 24-latka spotykała się z mężczyzną. Był to dla Justyny pierwszy w życiu poważny związek. Stanowczo mniej ze swojej strony dawał jednak młody mężczyzna...

Justyna Kanicka nie była jedyną kobietą, z którą był w bliskiej relacji Rafał

Oficjalnie miał dziewczynę, z Kanicką spotykał się w tajemnicy - zazwyczaj w jej domu. Rodzice i przyjaciółki zdawali sobie sprawę, że mężczyzna wykorzystywał naiwność Justyny, kobieta jednak nie potrafiła - lub nie chciała - zakończyć tej znajomości.

14 stycznia w sobotę brat Justyny otrzymał z jej numeru wiadomość SMS. Dziś nie jest w stanie sobie przypomnieć, jak dokładnie brzmiała, wiadomość była jednak na tyle niepokojąca, że 22-latek wyszedł ze studniówki, na której przebywał jako osoba towarzysząca.

Mariusz szukał Justyny, dzwonił do niej - jednak bez rezultatu

Po kilku godzinach wraca na imprezę. Dwa dni po opuszczeniu przez Justynę domu, w mieszkaniu Kanickich zjawia się Rafał. Twierdzi, że ma sprawę do Mariusza. Ponoć chce oddać chłopakowi jakiś katalog, spędza chwilę w pokoju Mariusza.

– Pożyczył go bardzo dawno, nie potrzebowałem go, zaskoczyła mnie ta wizyta – relacjonował Mariusz.

Kolejną osobą, która dostaje wiadomość z telefonu Justyny jest jej przyjaciółka

Panie poznały się na szkoleniu, obie pracowały w banku Skok - jedna w Szczecinie, zaś druga w Kamieniu Pomorskim. Szczecinianka otrzymała wiadomość o treści: "wyjeżdżam jak najdalej stąd". Kobietę zaniepokoił sposób pisania smsa, brakowało dużych liter oraz odstępów między wyrazami - Justyna zawsze pisała poprawnie. Przyjaciółka zadzwoniła na numer stacjonarny państwa Kanickich zaledwie kilka minut po wyjściu Rafała. Połączenie odbiera pani Marianna. Przekazane jej przez koleżankę informacje budzą niepokój w Pani Kanickiej. Justyna nie pojawiła się na zajęciach w szkole, nie była też umówiona z koleżanką na nocowanie.

We wtorek 17 stycznia na miejscowym komisariacie policji zjawia się mężczyzna

Ów człowiek twierdzi, iż jest dyrektorem banku Skok. Chce zgłosić, że z kasy zginęły pieniądze.

Krótko po wizycie mężczyzny, na komisariat docierają państwo Kaniccy. Małżeństwo chce zgłosić zaginięcie córki. Funkcjonariusze policji ustalają, że Justyna w dniach poprzedzających zaginięcie zaciągnęła kilka pożyczek w bankach oraz zabrała z miejsca pracy sumę 13 549,18 zł. Łączna suma, jaką dysponowała Justyna w chwili zaginięcia, wynosiła około 32 tysiące. Policja bardzo szybko wyciąga wnioski, Justyna przywłaszczyła pieniądze i uciekła, co potwierdzają wiadomości wysłane z jej telefonu.

Z narracją policji nie zgadza się rodzina zaginionej. Pani Marianna wielokrotnie prosi policję o podjęcie działań. Kobieta chce, aby sprawdzono monitoring na pobliskiej stacji paliw, gdzie Justyna spotykała się z Rafałem; chce również, aby sprawdzono auta mężczyzny, które zostały wystawione na sprzedaż.

Sprawa przez kilka lat stała w miejscu

Śledczy nie podzielali podejrzeń rodziny co do Rafała. Wszelkie wnioski rodziny był blokowane twierdzeniem, że młoda kobieta przywłaszczyła pieniądze i uciekła.

Prawie dwa lata po zaginięciu Justyny, rodzice składają do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Odpowiedź jest odmowna. Pani Marianna nie daje za wygraną, walczy o córkę, pisze wiele listów z prośbą o pomoc i interwencję. Adresatami są między innymi Zbigniew Ziobro, Rzecznik Praw Obywatelskich, Prokuratura Generalna oraz ówczesny prezydent, Lech Kaczyński. To właśnie ten ostatni interweniuje w sprawie i dzięki jego działaniom zaginięciem Justyny zajmuje się Szczecińskie Archiwum X.

Udaje się zabezpieczyć jeden z samochodów należących do Rafała

Znalezione w nim zostają ślady krwi, jednak nie można ustalić, do kogo należała. Śledczy odzyskali również telefon Justyny. Z zebranych informacji udaje się określić, że w dniu zaginięcia Justyna, po opuszczeniu domu, dzwoniła z budki telefonicznej przy ulicy Szczecińskiej na swój numer telefonu, w którego posiadaniu w tym czasie był Rafał.

Mężczyzna został przesłuchany 5 lat po zaginięciu Justyny

W toku przesłuchania twierdził, że nie znał Justyny, innym razem umniejszał relacji, jaka ich łączyła. Narracja Rafała zmieniała się za każdym razem, gdy rozmawiał ze śledczymi. Mężczyźnie zaproponowano badanie wariografem, jednak ten nigdy na nie nie dotarł.

Śledczy na początku maja 2011 r. wzywają Rafała. Ponownie chcą przeprowadzić badanie wariografem. Ten nie przychodzi, pojawia się dopiero pod koniec miesiąca i odmawia rozmowy.

Zostają wytypowane miejsca, gdzie Rafał mógł pozbyć się ciała Justyny.

W ostatnich miesiącach prowadzono tam prace poszukiwawcze, w których czynny udział brały wolontariuszki Fundacji Zaginieni

Z zebranych informacji wynika, iż podejrzewany przez bliskich kobiety Rafał zjawił się w Kamieniu Pomorskim, kiedy rozpoczęto prace poszukiwawcze. Spędził w mieście kilka dni.

Zmowa milczenia, która tej sprawie towarzyszyła przez wiele lat, pęka. Pojawiają się świadkowie, a osoby, które jeszcze kilka lat temu milczały, nabierają odwagi.

Rodzina Justyny nie ma złudzeń, że uda się ją odnaleźć żywą. W 2018 roku kobieta została uznana za zmarłą.

Dlaczego Justyna Kanicka zniknęła?

Hipotez jest kilka: pieniądze, niechciana ciąża, przypadek.

Kobieta, która była oficjalną partnerką Rafała, zakończyła związek kilka dni przed zaginięciem Justyny. Rafał jej mieszkanie opuścił 12 stycznia 2006 roku; noc między 12 a 13 stycznia spędził w hotelu. Zaś już 14 stycznia zjawił się w domu innej kobiety, pytając, czy może się u niej zatrzymać. Z jej relacji wynika, że był przemoczony i miał wysoką temperaturę. Kobieta daje mu alibi na noc zaginięcia Justyny i twierdzi, że przez dwa tygodnie nie opuszczał jej domu.

Jest to niezgodne z prawdą. Rafał dwa dni po zaginięciu Justyny zjawił się w jej rodzinnym domu. Mało tego, znajoma wyżej wspomnianej bywała u niej po zaginięciu Justyny. Nie widziała tam Rafała.

Była partnerka mężczyzny wspomina pewną sytuację. Już po zaginięciu Justyny Rafał zjawił się w jej domu, wymachując plikiem banknotów i domagając się, aby kobieta pozwoliła mu wrócić. Ta jednak była nieugięta. Kilka miesięcy później Rafał stanął przed jej autem i wyciągnął broń. Ta sytuacja powtórzyła się dwukrotnie. Zwieńczeniem jego działań było podpalenie kobiecie auta.

Justyna Kanicka wspominała jednej z koleżanek, że ma już dość Rafała

Powoli zaczynało do niej docierać, że on nie traktuje jej poważnie. Brał od niej pieniądze na wszystko: paliwo, doładowanie telefonu, jedzenie i rozrywkę. Na tym tle dochodziło do nieporozumień między panią Marianną a Justyną. Mama nie rozumiała, jak młoda kobieta, która nie dokłada się do utrzymania domu i nie płaci czesnego za studia, nie ma pieniędzy, mimo stałej pracy.

Dla rodziców było jasne, że Rafał traktuje ich córkę jak źródło dochodu. Justyna przy okazji wyżej wspomnianej rozmowy z koleżanką wspomniała również o agresywnym zachowaniu mężczyzny. Twierdziła, że ją poddusza i wykręca jej ręce. Może gdyby 24-latka wiedziała, że ówczesna partnerka Rafała była traktowana przez niego w podobny sposób, zakończyłaby tę relację wcześniej.

Rafał doskonale manipulował kobietami. Wymyślał choroby, długi u niebezpiecznych ludzi, tylko po to, by wyłudzić pieniądze. Często były to duże sumy. Jedna z jego byłych partnerek wspomniała, iż bawił go jej strach wywołany jego zachowaniem. Padały również słowa: “skończysz jak Kanicka na Cygańskich Stawkach”.

Bliscy Justyny zasługują na prawdę. Justyna Kanicka zasługuje na sprawiedliwość

W ubiegłym roku pani Marianna tak zwróciła się do osób, które mają wiedzę, co spotkało jej córkę:

„Zwracam się z apelem do wszystkich ludzi o pomoc, a w szczególności do tych, co wiedzą i milczą już 17 lat, zwracam się do Waszego sumienia jak matka do matki, jak rodzic do rodzica.

Gdzie jesteś Justyna, daj nam choć drobną wskazówkę – właśnie tymi słowami często proszę Justynę o pomoc w odnalezieniu jej ciała – tak, odnalezieniu jej ciała, abyśmy mogli przeżyć żałobę, mieć miejsce pochówku, miejsce, gdzie można ukoić swój ból i cierpienie po tylu latach.

Jeśli ktokolwiek może nam pomóc, jeśli ktoś przez tyle lat wie, co stało się tej piątkowej nocy z Justyną, niech przerwie milczenie.”

Jeśli posiadasz informacje na temat tego zdarzenia, skontaktuj się z Fundacją Zaginieni przez aplikację Messenger. Możesz też skontaktować się bezpośrednio z Zespołem Przestępstw Niewykrytych przy ul. Kaszubskiej 35 w Szczecinie lub telefonicznie pod numerem telefonu: 47 78 11 833.

Źródła:

Autor: Marcelina Biała, wolontariuszka Fundacji Zaginieni

Zdjęcie: archiwum prywatne państwa Kanickich

Mieczysław K., mieszkaniec Krakowa, zaginął ponad 15 lat temu. W niniejszym artykule chcę przedstawić mroczną zagadkę jego zniknięcia, którą rozwiązali policjanci z Archiwum X.

Pracę policyjnego Archiwum X można często kojarzyć jedynie z ponownym otwieraniem spraw, żmudnym przeglądaniem starych dokumentów i zeznań, czy ekshumacją. Choć te skojarzenia nie mijają się z prawdą, są jedynie częścią zadań tej jednostki. Tak naprawdę wiele z tzw. ciemnej liczby przestępstw jest związanych z pracą w tym oddziale. Wszystko, co budzi wątpliwości policjantów: od tajemniczych zgonów, samobójstw, po niewyjaśnione zaginięcia.

W dniu 14 maja 2005 roku, 43-letnia Gabriela K., mieszkanka osiedla Podwawelskiego, zgłosiła na komisariacie zaginięcie męża. Twierdziła, że pojechał samochodem poprzedniego dnia do pracy i do tej pory nie wrócił. Tego samego dnia policjanci znaleźli pojazd w okolicy zalewu Kryspinów. Pomimo podjętych starań, poszukiwania mężczyzny przez policję i najbliższych nie odniosły sukcesu, w związku z tym widniał w policyjnej bazie zaginionych.

Mieczysława K. nie udało się odnaleźć.

Ze braku poszlak i dowodów oraz przez zeznania żony, która sugerowała, że mógł nawet chcieć popełnić samobójstwo, przyjęto, że jego zniknięcie wiąże się z chęcią zmiany dotychczasowego trybu życia.

Po kilku miesiącach, policyjny oddział Archiwum X zaczął przyglądać się okolicznościom zaginięcia. Postanowiono wyjaśnić kilka kwestii związanych ze zniknięciem mężczyzny.

Ponownie przesłuchano żonę i znajomych Mieczysława K.

Policjanci ustalili, że Gabriela od kilku lat spotykała się z innym mężczyzną, 43-letnim Jerzym S., który zamieszkiwał przy ul. Komorowskiego. Para poznała się w 2001 roku na planie filmu, gdzie oboje statystowali. Wkrótce potem sąsiedzi regularnie widywali ich w mieszkaniu Jerzego.

Znajomy Mieczysława zeznał, że ten wiedział o romansie żony, jednak nie chciał rozwodzić się ze względu na młodszą córkę. Gabriela również nie chciała rozwodzić się z mężem, aby nie krzywdzić córek. Dlatego, jak podobno powiedziała, uznała, że żałoba będzie dla nich łatwiejsza do zniesienia. Ta konkluzja doprowadziła do wydarzeń z 13 maja 2005 roku.

Kilka miesięcy po zaginięciu Mieczysława, Gabriela dążyła do prawnego uznania męża za zmarłego. Jerzy wprowadził się do niej, a mieszkanie na ulicy Komorowskiego wynajął studentom.

Informacje na temat domniemanego remontu, który prowadził Jerzy tuż przed wynajęciem mieszkania oraz analiza rozkładu kuchni wykazała, iż w pomieszczeniu znajduje się dodatkowa wnęka, która nie należy do standardowego elementu mieszkań w tym pionie.

Po rozkuciu ściany policjanci odkryli rozkładające się w foliowym worku zwłoki Mieczysława K. Wraz z nimi odnaleziono kilka rzeczy osobistych mężczyzny oraz drewniany, zakrwawiony przedmiot, przypominający pałkę.

ZBRODNIA

Gabriela opisała przebieg zdarzeń z 13 maja 2005 roku, z którego wynikało, że zwabiła męża do mieszkania na ul. Komorowskiego pod pretekstem pomocy chorej koleżance. Zaraz po wejściu do mieszkania, Jerzy uderzył Mieczysława kilkukrotnie drewnianym przedmiotem, aż ofiara upadła na ziemię. Jerzy podniósł go, po czym uderzał nim o framugę drzwi. Po tym, jak mąż jego partnerki stracił przytomność, założył mu na głowę plastikową siatkę i zacisnął sznur na szyi, doprowadzając do uduszenia.

Mieczysław K., o wiele mniejszy od napastnika, nie miał szans na obronę w tak zaaranżowanej sytuacji.

Po zabójstwie para udała się samochodem ofiary nad zalew Kryspinów. Tam porzucili pojazd, celem sfingowania domniemanej ucieczki denata. Pozostawiwszy samochód w krzakach, wybrali się na kolację do pobliskiej restauracji, z której wrócili do domu taksówką. Gabriela twierdziła również, że po powrocie pojechała do córek. Jerzy zaś zajął się budową sarkofagu, w którym zalał ciało Mieczysława wraz z narzędziami zbrodni. Niedługo po tym, jak żona zgłosiła zaginięcie męża, jej partner wynajął mieszkanie, w którym zabetonował zwłoki Mieczysława, studentom.

ŚLEDZTWO, PROCES I KARA

Analiza zeznań świadków oraz zachowanie Gabrieli i Jerzego naprowadziło policjantów na trop prawdziwych, makabrycznych wydarzeń towarzyszących okolicznościom zaginięcia i śmierci Mieczysława K.

Ustalono, że sprawcy od lat obnosili się ze swoim romansem. Spotykali się często w mieszkaniu matki Jerzego, co potwierdzili sąsiedzi i administrator budynku.

Zeznania znajomych ofiary i jego rodziny utwierdziły śledczych w przekonaniu, że choć Mieczysław K. wiedział o zdradzie żony – nie chciał rozwodu.

Gabriela również nie chciała krzywdzić dzieci takim rozwiązaniem, jednak pragnęła żyć z kochankiem. Policjanci dotarli również do sfałszowanych dokumentów, które świadczyły o przepisaniu samochodu Mieczysława na Jerzego, na kilka dni przed zaginięciem. Również Gabriela, zaledwie kilka miesięcy od zgłoszenia zaginięcia, próbowała uznać męża za zmarłego. Wzbudzało to coraz większe wątpliwości w szczerość jej pierwotnych zeznań.

Policjanci dotarli do mieszkania, które Jerzy wynajął studentom. Po rozmowie z administratorem i analizie planów mieszkań w pionie, odkryli niestandardową wnękę. Za pomocą georadaru prześwietlili ścianę i badanie wskazało, że we wnęce mogą znajdować się ludzkie szczątki. Po rozbiciu ściany policjanci odkryli rozkładające się w plastikowym worku zwłoki Mirosława K.

Gabriela po aresztowaniu od razu zgodziła się zeznawać. Przedstawione zdarzenia, w identyczny sposób zostały opisane podczas wizji lokalnej. Interesujący jest fakt, iż Gabriela poprosiła aby owa wizja lokalna odbyła się w innym mieszkaniu. Jak twierdziła, nie potrafiłaby przebywać w miejscu, gdzie został zamordowany i zamurowany jej mąż.

Jerzy nie przyznał się do winy. W jego wersji wydarzeń doszło do kłótni i bójki pomiędzy nim, a Mieczysławem, w wyniku, której Mieczysław K. zmarł.

Sędzia po wnikliwej analizie wszystkich dowodów i zeznań zebranych przy współpracy prokuratora i zespołu Archiwum X, nie miał wątpliwości, że Gabriela i Jerzy działali z premedytacją, a mężczyzna zabił Mieczysława bez skrupułów.

Sąd skazał Jerzego S., na 25 lat pozbawienia wolności, natomiast Gabriela K., została skazana na 12 lat pozbawienia wolności.

***

Archiwum X ma na swoim koncie wiele spraw, które początkowo traktowane jak zaginięcia, okazywały się zabójstwami.

Jak pokazuje historia morderczej intrygi uknutej przez parę kochanków, wnikliwa obserwacja, z pozoru normalnych zachowań i dociekliwość, może łatwo ujawnić prawdziwe intencje, a często pomóc w spojrzeniu na sprawę zupełnie z innej perspektywy.

Źródła:

Autor: Basia Giermek, wolontariuszka Fundacji Zaginieni

Zdjęcie: unsplash.com

Serdecznie zachęcamy do lektury poprzednich artykułów z serii "Sukcesy Archiwum X":

  1. SUKCESY ARCHIWUM X: Sprawa Grażyny Ż., 41-letniej kobiety z Gdyni
  2. SUKCESY ARCHIWUM X: Zbrodnia sprzed lat - zabójstwo pielęgniarki Agnieszki D. w Białymstoku
  3. SUKCESY ARCHIWUM X: Sprawy zamordowanych chłopców – Marcina S. i Sebastiana T.
Fundacja ZAGINIENI
chevron-down