KRS: 0000870180

Sprawa Aleksandry Bielawskiej

Zaginięcie Oli Bielawskiej po dziś dzień jest jedną z tych spraw, która nie doczekała się rozwiązania. Nie przyniosła ulgi strapionym rodzicom, którzy nieustannie wierzyli, że ich córka żyje, gdzieś w innym mieście, a nawet kraju. Prawda okazała się jednak bardzo bolesna i zszokowała wszystkich, którzy śledzili tę sprawę od samego początku. Ola nadal figuruje w policyjnej bazie danych jako osoba zaginiona, gdyż do teraz nie udało się odnaleźć jej ciała.

Dziewczynka razem z rodzicami i rodzeństwem przeprowadziła się z Biadaszek (województwo łódzkie) do sąsiedniej wsi.

Ta zmiana nie podobała się Oli, ponieważ nie chciała opuszczać szkoły, do której uczęszczała.

Biadaszki to mała wieś, gdzie wszyscy się znają. Nic więc nie stało na przeszkodzie, aby dziewczynka ukończyła ostatnią klasę razem z rówieśnikami, rodzice zgodzili się. Aleksandra zatrzymywała się u znajomych państwa Bielawskich, gdzie jadła obiad i czekała na autobus powrotny do domu. Tego dnia jednak do niego nie dotarła.

Zaginęła 14 czerwca 2002 roku w wieku ośmiu lat.

Zaniepokojeni rodzice pojechali do Biedaszek i udali się do znajomych, u których miała przebywać dziewczynka. Gdy okazało się, że u nich także jej nie ma, zgłosili sprawę na policję. Wiele osób było zaangażowanych w szukanie dziecka, chcąc je odnaleźć. Jedynie ojciec Oli nie brał udziału w poszukiwaniach. Niedługo później został oskarżony o uprowadzenie córki i znęcanie się nad rodziną. Było to spowodowane nadużywaniem alkoholu oraz opinią wśród ludzi – miał uchodzić za awanturnika.

Mężczyzna był kierowcą ciężarówki i jeździł po świecie. Ostatecznie nie znaleziono na niego żadnych dowodów i został wypuszczony. Matka dziewczynki korzystała z pomocy jasnowidzów, mając nadzieję, że jej córka żyje. Kilku z nich podtrzymało tę wiarę i nadzieję, że kiedyś wróci do domu.

Nikt się jednak nie spodziewał nagłego obrotu sprawy, gdy w zainteresowaniu policji znalazł się Robert B. przyjaciel rodziny, a także jeden z domowników, u których przebywała Aleksandra.

Matka zapewniała od samego początku, że podejrzany angażował się w poszukiwanie dziecka. Pytał o postępy w sprawie, więc gdy podejrzenia zostały skierowane w jego stronę, uwierzyła, że nie mógł skrzywdzić Oli.

Ostatecznie podejrzanego przebadano wykrywaczem kłamstw, co okazało się przełomem w sprawie, a mężczyznę po kilku miesiącach od zaginięcia zatrzymano.

Wersja, co mogło się stać, była przez niego zmieniana co chwilę.

Na samym początku pojawiła się informacja, że dziewczynka zarzuciła plecak na płot i poszła na rower. Następnie, że poszła do lasu zbierać jagody, co zostało przez funkcjonariuszy zweryfikowane. W końcu wyznał, że Ola nie żyje – i tutaj także zmieniał wersje dotyczące jej śmierci.

Pierwsza wersja dotyczyła upuszczenia 50-kilogramowego worka z paszą na dziewczynkę. Miał wystraszyć się z powodu żniw i tego, że ktoś może odnaleźć ciało dziecka. Rozkładające się zwłoki zapakował w worek, oblał kwasem i próbował podpalić. Okazało się to jednak nieskuteczne, więc na następny dzień położył na nie gumę, w celu zamaskowania zapachu palonych kości. Wkrótce potem znaleziono jutowy worek i ciemnoblond włosy.

Kolejnym wariantem było uderzenie dziecka w tułów, powodując jego upadek, co miało spowodować śmierć ośmiolatki. Trzecie zeznanie zawierało informacje o tym, jak Robert przycisnął swoją rękę do ust oraz nosa Oli, tym samym doprowadzając do jej śmierci. Następnie miał spalić jej ciało w parniku. Podczas badania wariografem mężczyzna wyznał, że spalone ciało zaginionej rzucił świniom. Jak sam stwierdził „świnie zjedzą wszystko".

Po tym wyznaniu policja podążyła nowymi tropami, przeszukując tereny w pobliżu domu podejrzanego.

Znaleziono kłąb włosów i kokardę, która została rozpoznana przez mamę zaginionego dziecka. Wykonano badania DNA, ale nie potwierdziły one w stu procentach, że należą do zaginionego dziecka. Ostatecznie w październiku 2004 roku sąd uznał Roberta B. za winnego i postawił zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci Oli Bielawskiej, biorąc pod uwagę upuszczenie worka z paszą na przechodzące dziecko, powodując upadek, co skutkowało obrażeniami ciała, w których następstwie poniosła śmierć.

Sąd skazał Roberta na pięć lat pozbawienia wolności. W lipcu 2002 roku mężczyzna za to, że znieważył zwłoki Oli Bielawskiej, paląc je w parowniku dodatkowo poniósł karę pozbawienia wolności na dwa lata.

Ostateczna kara łączna wyniosła siedem lat pozbawienia wolności.

W styczniu 2006 roku osadzony ponownie stanął przed sądem. Po raz kolejny uznano go za winnego działania w zamiarze pozbawienia życia Oli Bielawskiej poprzez przyciśnięcie ręki do jej ust i nosa, przez co doprowadził do śmierci małoletniej. Następnie, chcąc uniknąć odpowiedzialności za swój czyn, spalił ciało w parniku. Wcześniej jednak próbował spalić je na taczce. Mężczyzna został skazany na 25 lat pozbawienia wolności.

Po raz trzeci Robert B. w czerwcu 2007 roku został uznany za winnego nieumyślnego spowodowania śmierci Oli Bielawskiej, w ten sposób, że zadał dziewczynce cios w tułów, po czym dziecko upadło i poniosło śmierć. Podjęto także decyzję, że włosy razem z kokardą zostaną przekazane matce dziewczynki, aby było możliwe dokonanie pochówku. Sąd był przekonany, że kłąb włosów z kokardą należą do Oli Bielawskiej.

Podczas trwania procesu osadzony nie okazał skruchy.

W filmie zatytułowanym „Przyszedł człowiek i wziął” uznał, że lata spędzone w więzieniu może wymazać z pamięci, tak jak można usunąć piosenkę z magnetofonu i nagrać inną. Robert B. opuścił więzienie w 2010 roku. Mieszkańcy na kilka dni przed opuszczeniem zakładu obawiali się o życie swoje i swoich dzieci. Nie chcieli zabójcy w swojej wsi. Rodzina skazanego Roberta B. była także tego świadoma, gdyż namawiali go do wyjazdu za granicę, do siostry. Do dziś jego losy pozostają nieznane.

Bibliografia:

  1. https://tulodz.pl/na-sygnale/co-stalo-sie-z-ola-podejrzany-cialo-rzucilem-swiniom-one-zjedza-wszystko/r8SycdKd32LE3jfWrqYx?fbclid=IwAR32is075kiRTF79oUNIT6A5L1xTmIu-sIuSt3eYSrd7M9rcG32tr7-mlWs
  2. https://wielkopolskie.naszemiasto.pl/biadaszki-mieszkancy-wsi-nie-chca-sasiada-mordercy/ar/c1-369682?fbclid=IwAR3r9FlPp_6Fkc2IKT1AW8EElbTNkefDdvDysJMQdd0CgOLuleRvlrm8ITo
  3. https://www.rp.pl/kraj/art13274061-mowia-ze-nakarmil-nia-swinie?fbclid=IwAR30nsCAyIcTznE6JpaecWzxK_4TWpTGIdQe39IYGb9PiXz_FI6s1p_wTdE
  4. Film "Przyszedł człowiek i wziął".

Autor: Jagoda Wiśniewska, wolontariuszka Fundacji Zaginieni

Zdjęcie: Klatka z filmu "Przyszedł człowiek i wziął"

Fundacja ZAGINIENI
chevron-down