KRS: 0000870180

Bruno Muschalik, 24-letni Polak z Zabrza, zaginął w Indiach w sierpniu 2015 roku, w Dolinie Parvati.

Dolina Paravati skrywa wiele sekretów. Krajobraz jest piękny: góry, wielkie drzewa iglaste, rwąca rzeka, wspaniałe miejsce na piesze wycieczki. Jednak zagłębiając się w to miejsce, można usłyszeć muzykę. Muzykę, której nikt się raczej nie spodziewa usłyszeć w lesie: trance, techno, imprezy rave – muzyka niemalże wprowadzająca w trans. A to wszystko “wzbogacone” narkotykami, ogólnodostępnymi na tym obszarze. Trawka i hasz rosną tam niemal jak chwasty. Są ludzie, którzy przyjeżdżają tu tylko, by się zabawić.

Wielką zagadką jest, co dzieje się z ludźmi zaginionymi w dolinie. W większości to turyści. Liczba obcokrajowców, którzy przepadli tam bez śladu wynosi około 20 osób, ale miejscowi uważają, że to zdecydowanie zaniżona liczba. W porównaniu z turystami z Indii, to niewiele. Hindusów, którzy postanowili odwiedzić dolinę i nigdy nie wrócili do domów, a także nie nawiązali kontaktu z bliskimi, liczy się w tysiącach.

Nie byłoby może w tym nic zagadkowego i tajemniczego, gdyby policja odnajdywała ciała, gdyby los osób zaginionych z czasem udawało się poznać. Ale tak nie jest.

Piękny słoneczny letni dzień. Zerkam na wyświetlacz telefonu. Nim odbiorę, pierwszą myślą jest, że coś trzeba będzie zrobić na cito. Właściwie niewiele się pomyliłam. Entuzjazm Angeliki udziela się i mnie, od jakiegoś czasu ta dziewczyna działa na mnie jak włoskie espresso. Może dwa dni później, kiedy podsyłam jej propozycje okładki do książki, dostaję krótką odpowiedź: „Bierzemy projekt numer 3. Dopisz swoje nazwisko!”.

Wszystko staje się jasne – piszemy książkę.

Angelika, jadąc do Zabrza, nie ma żadnych obaw. To dzielna kobieta, ja za to przez cztery godziny siedzę jak na szpilkach.

Pan Piotr Muschalik jest świetnym rozmówcą: konkretny, opanowany, wie, co chce powiedzieć i o czym mówił nie będzie.

— Kim jest Bruno, jakim był dzieckiem? — pyta Angelika.

— To, co go wyróżniało, to upartość. Jak czegoś się podjął, to konsekwentnie doprowadzał to do finału, i to od dziecka. Poniekąd efektem tej determinacji, którą zawsze miał, był ten wyjazd.  Kiedy postanowił tam samotnie pojechać, to mimo, że nie tyle mu to odradzałem, co zaproponowałem, że pojadę z nim. On się uparł przy swoim. Poleciał sam.

30 lipca Bruno opuścił Polskę. Tuż po lądowaniu w New Delhi i zameldowaniu się w hotelu, wysyła maila do mamy:

wiadomość mailowa o treści: 
"Cześć mamo,
Żyję, miałem pewne przeprawy, ale wszystko u mnie w porządku. Jutro postaram się rozpisać, bo już jest 2:30 w nocy, a nic nie spałem prawie przez ostatnie dwa dni.
Indie to całkowicie inny świat.
Kocham Cię Bruno"

Kolejne dni przebiegają na zwiedzaniu miasta, odwiedzaniu innych obszarów Indii. 24-latek jest w stałym kontakcie z rodzicami. Pani Alina otrzymuje od syna zdjęcia, informacje o samopoczuciu i wrażeniach jakie na nim wywarły miejsca, które odwiedził.

Ślad po Brunie urywa się 7 sierpnia. Młody mężczyzna wybiera się do Doliny Paravati.

Pani Alina dość szybko zaczyna się niepokoić. Rozmawia o tym z tatą Bruna. Mężczyzna uspokaja byłą żonę, zdaje sobie sprawę, że mogą być problemy z zasięgiem. Kiedy sytuacja się przedłuża, rodzice kontaktują się z policją i ambasadą Polską w Indiach.

Bruno jest dorosłym mężczyzną. 72 godziny bez kontaktu z bliskimi nie muszą świadczyć, że wydarzyło się coś złego. Państwo Muschalik są uspokajani. Znają swoje dziecko, wiedzą, że nie jest to zwyczajna sytuacja. Polska ambasada w Indiach wysyła przedstawiciela w okolice Doliny, zostają rozwieszone plakaty. Przy okazji tej wizyty okazuje się, że w ostatnim czasie padały ulewne deszcze. Drogi są częściowo nieprzejezdne, a niektóre miejsca niedostępne.

Nadzieja – brak złych wiadomości to są dobre wiadomości

Rodzice Bruna przez następne kilka dni żyją nadzieją, licząc, że to z powodu pogody ich jedyne dziecko nie może się z nimi skontaktować. 

Bardzo szybko znajomi i krewni organizują sztab kryzysowy. Przepływ informacji i chęć pomocy, z jaką spotykają się państwo Muschalik jest budująca i daje ogromne wsparcie.

W dniu, kiedy Bruno ma wracać, na lotnisku w New Delhi zjawia się przedstawiciel ambasady. Rodzice potrzebują zapewnienia, że ich syn wsiadł do samolotu. Mimo iż ambasada nie nawiązała z nimi kontaktu, nadzieja umiera.

Na drugi dzień po tym, gdy Bruno nie zjawia się na lotnisku, jego tata razem ze swoim przyjacielem lecą do Indii.

— Po przylocie do Indii mieliśmy już na miejscu osoby, które zadeklarowały się nam pomóc. Moi przyjaciele i znajomi mi pomagali, utworzyli swoisty sztab kryzysowy. Osoby zgłaszały się z pomocą. Miejscowi zaproponowali nam nawet pomoc swoich rodzin. — mówi pan Piotr.  — Pewna Polka, która mieszka w Delhi, jak dowiedziała się o tej sprawie, to zaoferowała nam pomoc. I faktycznie – jak przylecieliśmy nad ranem do Indii, to mieliśmy od razu przewodnika na miejscu, nawet i nocleg, takie kwestie bytowe zostały nam zapewnione. Musieliśmy być pierwsze dwa dni w Delhi w ambasadzie. Potem jechaliśmy tam na miejsce.

Chcemy wiedzieć, czy jest coś, co można dla nich zrobić teraz. Pomóc, by ułatwić tę drogę. Wiemy, że są już zmęczeni latami oczekiwań, sfrustrowani brakiem pomocy polskich władz.

Mama Bruna uważa, że „[...] wszystkie osoby dookoła nas, które wykazują zainteresowanie, wspierają dobrym słowem, słowem nadziei – to już jest bardzo dużo. Natomiast największe oczekiwania mam w stosunku do osób, które powinny coś zrobić, które są decyzyjne, powinny coś zrobić a nie robią”.

Czy Bruno Muschalik mógł zauroczyć się w tym miejscu i chcieć spędzić tam życie?

Tata Bruna w Indiach był 16, może 17 razy. Towarzyszyli mu niejednokrotnie przyjaciele, detektywi.

Jakie były efekty tej współpracy i jak przebiegały poszukiwania Bruna, dowiesz się z książki Zaginąć może każdy Angeliki Więcław i Marceliny Białej.

Nasza Fundacja jest patronem medialnym tej pozycji. O dacie premiery poinformujemy Cię jeszcze w tym roku.

Fundacja ZAGINIENI
chevron-down